Początek głodu

(pastel olejny.2007)

len

ona - nisko pochyla się nad ramą
to płócienny raz kiedy taki wątek
przed nią przeciąga się w dole

fabryczne miasto miejsce nie do opasania
doliną niedorzecznym sposobem ujęcia
u brodu złotymi nitkami błyskawic

próbuje zszywać poplątane chwasty
w ciepłe dłonie ścieżek przytulii
czepnych jak treść którą wyrywa
z palców

teraz ja – niespokojnie patrzę
na kanwie obrazu snuję babskie
domysły lata chwytam

pogubione sensy gubię
się w ważnych rozumieniach
wystających ze słów

burzyć budować


*
(wiersz w porozumieniu z Fanaberką i z jej użyciem ;P )

"Pod zielonym groszkiem"

(tusz i farba plakatowa. 2007)

inne słońce

(tusz i farba plakatowa.2007)

czas snu

ześnił mi się wiersz australijski cierpki
jak miodowa mrówka pełen nieoznaczonych
sensów cisza wokół niego przenosiła krótko

obecność wokół źródeł strachu i tego
wszystkiego co nim napełnia księżyc
próbował znaleźć drogę nawet wysyłał

jaszczurkę o jasnym imieniu goanna co może
znaczyć wiele co może prosto znaczyć
szuka się drogi między szarym takiej

gdzie strach i początek tańca powodują
kwitnięcie drzew rozgrzewanie wód
piaszczyste powroty
czas snu



.

Liść

Podobno raz w roku, ostatni liść zamienia się w motyla.
*

(kredka akwarelowa.2006)

Zaklęcie

(gwasz na tekturze. 2007)

idzie jesień

.

*

zwinęło się jabłkowicie lato
w szklanym kieliszku nad nie
wyżej tylko wiatr się plącze
w warkocz brzozowy

- ach wysmagać jeszcze
gołe łydki dziewanny pod rumiano
zalistniałym lasem
co surowo patrzy na takie
zabawy

dziś jesieni dzień pierwszy i wszystkie
klucze zawracają smaki z palców
zlizane układają się do snu

za piecem dym zdyszany w deszcze
dziurom posyła zapóźnione znaki
że się czeka że się mocno związało
w pąk


w jedną i drugą stronę

przechodząc z jednej do drugiej strefy zmieniam
klimaty rozmów spojrzenia gubię dotykanie cudzego ciała

to jest odludne miejsce w którym coś
się spotyka i spotyka się. miejsce na szczycie
głowy gdzie istnieje tylko sobek który czasem
przypomina krokodyla ze zwrotnikowej strefy
a czasem zwyczajnie jest tobą. żadnym
bogiem - ciało materialne.

przekraczanie

równoległych linii pociąga
za sobą oddalanie się od słońca i mozolne ogarnianie.
z takiej wędrówki wraca się pokrytym szronem
ale więcej widać. podobno

unosi nas równik linia opasania. opisania
miejsc z których wciąż rośnie kolebka
kanciastej skóry ostrych zębów ochrowego barwnika.
żółta mulista rzeka zwija się z błękitną
jak macierz

sen S.

"czasem to tylko przestraszona rybka
w gęstwinie palców..."

(Dariusz Sokołowski: Podskórnie)
.


(tusz i pastel olejny.2007)

Tak się tęskni, Kochanie

(tusz i pastel olejny. 2007)

Tak się dotyka, Kochanie

(tusz i pastel olejny. 2007)

masa krytyczna

jest w horyzoncie cała masa dziur przez nie słońce
widać. że nie przyszłaś właśnie teraz zrzućmy to
na karb grawitacji. zrzućmy wszystkie ludzkie maski

bądź nieludzka bądź kosmiczna kobieto pełna
przywar i nieznośnej obecności. nie może być więcej
i więcej chcieć nie można. ty mi bądź mężczyzno poza

horyzontem i przed zapadaniem światła w gęstą masę
zmierzchu. przyjdź i weź co twoje co się nigdy nie może
dostać żadnemu z obcych

Cienie

(tusz i kredka.2007)

wiąz

stokroć przywiązała się do drzewa
za szumnie nie nazywać. czasem
trzeba trochę pomilczeć w odcieniach

mały kwiatek który nie wie nawet
jak bolą korzenie kiedy zapadają w głąb
-tak się rośnie kochanie mówi jej

wiąz. to nie tylko dosięganie nieba
trzeba jeszcze żyć w zgodzie z kamieniem
moja stokrotko ból jest niczym

dotykanie serca. zwykle się wyrywa
z palców i ucieka. ale ty mała moja zostań
oboje nie wiemy czy i po tobie nie zostanie
przepaść

Tak się rośnie, Kochanie
(tusz i pastel olejny.2007)

próba uporządkowania

entomologia zmamrotała niejasno w kwestii poruszania się
cząstek Brown wstał i wyszedł z siebie samego wystraszony
nagle zaistniałym jazzem. ja układam

równo buty
równo sukienkę na kancie zaprasowuję
równo ręką
na to jest szuflada

okoliczności nakazują utrzymać porządek więc zachodzi
słońce i przymus segregacji coraz szerzej otwieramoczy
nie wierzę - to motyle. lecą całymi stadami otrzepują pył

ze skrzydeł
z moich kolan
z ust

chyba nie umiem być idealna równa zawsze mi się krzywi
buzia do uśmiechu albo płaczu myślę tylko jedną
stroną serca mam patyk. szuflady czym umiem
wypełniam

nigdy nie jest za późno

między nami wydarzają się wiersze więc zarzuciłam
te niewydarzone teraz będzie zupełnie inny
czas bo idzie jesień i przynosi wszystkie liście,

które obiecałam nakleić ci na skórę każdy za jedno
ciepłe zakończenie. nas i tych wszystkich gestów
które mają się i muszą spełniać bo na to są

zaklęcia miłosne żeby żadna siła ani żadne morze
nie dzieliło. teraz będę potrafiła usiedzieć spokojnie
czekając na ptaki z ciepłych wysp a ty będziesz
spał łagodnie ukrywając usta w moim biodrze.

tam powstanie nasza własna przestrzeń i zasłoni
przed spojrzeniem cierpkim. tym co trzeba jeszcze
takie miejsca mają to do siebie ile my do siebie mamy
odległości- trzeba prawdy czasu i pragnienia mnie i ciebie

więc mi mów kochanie dotknij z dala czasem
kiedy prawie niemożliwa się wydaje dotykania łatwość
sięgnij
właśnie wtedy jak się nową cegłę kładzie w coraz
wyższą ścianę,która będzie podpierała nie dzieliła.

radośniejszej mnie nie znajdziesz w każdej
gwieździe imię ci powtórzę będę
widzieć wszystko dookoła co się stanie i co jest
schowane w słowach. tul mnie
ja ci stokroć . w ciepłych dłoniach także dla nas
rośnie

wiersz Podarka

jest obok ciebie
jedna z tych ładnych rzeczy które pachną kminkiem
nie lubisz lubisz nie lubisz i trzeba ciągle wybierać
ziarnko po ziarnku układam na stole
moją dłoń twoją dłoń moją dłoń
mży się

popołudniowe słońce

**

niech się śni
anyżek kocimiętka jeżogłówka
purpurowa z zawstydzenia
dziś chowam się w firankę

ulgnij



(Fot.Oleńka)

Lilith

moje ciało ma smak dziczy
jak pieprz kuszące
podróżników do krajów arabskich

podpieram szczytami Krzyż Południa
ruchliwym językiem
jestem w stanie dotrzeć wszędzie
nawet do podręczników logiki

przemycam figi pod palcami, bieluń
wężowym drżeniem zrzucam chłód
staję się nowa

ja spokojna i wolna
ty już opanowany

środek

tak się przegiąć rozciągnąć żeby skrawkiem skóry
dotknąć rożka księżyca i poczuć jak pulsuje
kamienny pył w głębi naczyń aż się wzburzy zza okna

noc która odkrywa i uważnie patrzy co się śni
pod powiekami kruche ciała unikają dali
dotykając szyi miejsca gdzie kiełkują światy wiążę

się na stałe z policzkiem poduszki po to
żeby spleść palce unieść wyżej biodra odgiąć
głowę do tyłu i trafić na obraz. cicho
szepnąć mu – oddychaj. rozłam

baśń z zakątka

lisek zamiata ślad ogonem
za sobą za sobą nie dojdziesz
gdzie pobiegł gdzie jest i dokąd
jego droga dąży

przez las lis gałęzią bez liści
zmiata ślady z okruchów żaden
się nie pożywi ptak nie trafisz
w odbicia łap te co za sobą
zostawił

jest krzak obsypany igiełkami sadzi
sadzi lis przebiegł za sobą włos
na nim jak promień lśniący
dla tych co chcieli


Nadzieja Miczurina odchodzi

z powodu umierania Nadziei
pokój został zamknięty
zawieszony na czas określający
jakość i wysokość zejścia

przyjaciele brzęczący do niedawna
pod drzwiami nasłuchują trwożliwie dotykając
palcem ust a te krzywią się same jakby wobec
odchodzenia nadziei urządzały żarty

(koniecznie wiedzieć co się wydarzyło w pokoju)

przy łóżku packa na muchy
i okulary zbyteczne miała
zbyt dobry wzrok żeby używać
szkła za to muchy lubiła rzeczywiście

i jest coś w tej ciszy nawet
nie podniosłego raczej zerkanie
za siebie czy to naprawdę już
i czy się dla niej skończyło wszystko
czy to może ona

listopad

moja cicha jest kolejny miesiąc
to co rośnie w mózgu dawno przekroczyło
wszelką wyobraźnię. choćby się uganiać
za i przed potworami księżyc mówi jasno

i popatrz jednak ciągle krwawię kąsam
kota szczotkuję i maluję oczy
na powiekach. chociaż łatwo opadają

ręce cicha moja są bezpieczne. zwykle to język
czuje się jak pozrywany ząbkami pocztowy znaczek