piątek popołudnie

to dziwne jest piątek wiosna
i nagle zabrakło mi gruntu
pod nogami

za oknem szpak złorzeczy i żurawie stroszą się
w rozbebłane kulki czerni szarości bieli

głowa puchnie jakby wybuch był powstrzymywany
tylko strukturą czaszki ze szwami rozluźnionymi
jak gorset niewiernej kochanki

i nie to dziwne jest co się dzieje
bo są wiosny od lat bo taka natury natura

że się śmieje sieje się oczy otwiera okna
na powietrze i gruntu się tyka ledwo nieledwie

palcami

dziwne jest to że tym razem po raz pierwszy nie cieszy
a może i po raz drugi trzeci za każdym razem
to wybicie na aut twardym kijem w przestrzeń

sen-świat

chce mi się spać znowu muszę wejść w dziwny cykl
gdzie lepiej jest we śnie choć we śnie są koszmary
a świeże powietrze i trawnik i klomb z kwiatami
osaczają nachodzą tak bardzo przerażają

drzewa się kołyszą kołysze się powietrze
na niebie dziura chmura wierci się kręci się
pod stopami ziemia powolnie się obraca
na czyj rozkaz ja pytam na czyje wołanie

chce mi się spać wiszę raz głową do góry
raz głową w dół stoję czasem muszę leżeć
tylko w koszmarze sennym to wszystko się daje
wytrzymać zatrzymać zbudzić cofnąć i od nowa obejrzeć

dni są lepkie kleją się najbliższą warstwą
do palców nieprzeźroczyste nie widać tego co jest za mną
co przede mną nie widać i gdyby to było we śnie
nie miałabym żadnych powodów by musieć tak ostro patrzeć

regulamin BHP

dla własnego bezpieczeństwa chowaj
rajstopy długie skarpety i szalik
we właściwym miejscu – do szuflady
wchodź zawsze po cichu zaraz po tym
gdy usłyszysz jakiś dziwny dźwięk – zamykaj
oczy zasłaniaj usta dla bezpieczeństwa

talerze miski wazy wszystkie porcelany
ustawiaj porządnie na półkach zaraz po tym
jak usłyszysz skrzypienie drzwi – smaruj
do komórki i tam zamykając oczy i zatykając usta
wciśnij głowę pomiędzy kolana

sztućce wypoleruj dla własnego bezpieczeństwa
wyprasuj kąty kanty koszule a potem obiad
grzej gdzie pieprz rośnie
na oślep zatykając usta

najprawdziwsza historia Hilariusza Bęcwała

deszcz
kropnął z grubej rury <- brzdęk
odbił się od kapelusza stojącego pod chmurą
Hilariusza Bęcwała <– uruchomiło to kaskadę
zdarzeń <– oto kropla
odprysk wielkiego deszczu przygniotła
zamyśloną mrówkę chcącą nagle z kamasza
gonić tramwaj
uciekający linią numer pięć

ten zaalarmowany
panicznym wrzaskiem mrówki wyrżnął w pień
rodzinę much ścigającą się do tamtego drzewa
miał być piknik i w ogóle
motorniczemu aż wzrok skoncentrował się
na czubku nosa

a to ci historia! podskoczył Hilariusz
któremu ten widok przypomniał
że zdążyć miał z deszczu pod rynnę
chwycił więc oszołomiony tramwaj
i odpychając się jedną nogą z całych sił gnał
przed sobą blaszany pojazd jak odrapaną hulajnogę
kiedy jeszcze był chłopaczyskiem i miał poobijane kolana

motorniczy próbował wydobyć z harmonijki
jakiś dźwięk próbował rozprostowywać blachy
które ciągle wyginał padający deszcz
i jeszcze w dodatku opukiwał tramwaj jak puszkę sardynek
jedynie Hilariusz odziany w swój słynny kapelusz
głuchy na wszelkie prośby krzyki i napomnienia
z wizgiem mijał kolejne zakręty trawnika

nagle

promień słońca przedarł się przez chmurę
wszystko zastopowało pieniła się rynna
Hilariusz otrząsnął z wody odstające uszy
wytarł nos rękawem
i mrówka dobiegła <- wsiadła do tramwaju

przejście

przebrnęłam
przez rytuał przejścia
z drugiej strony
wyglądał identycznie
tylko tyłem na przód
to co było
umową ustną
wyglądało jak dupa
to co miałam
w dupie
zaczęło się odzywać