tak się nam posypały dni zimowe dni ciemne
niebo sploty ma lnianej tkaniny
nad dachami na sznurach szarych dymów z komina
zawieszone szare śniegu pierzyny
I już noc się pochyla nad pieniążkiem latarni
Tłumiąc wszystkie hałasy i szepty
I przemyka w zaułkach jak przechodzień ostatni
Echo słów zawieszone nad Kiedyś
w mglistym Kiedyś nad rzeką Nieprędką
spotkamy się na moście przypadkiem
by pożegnania wymienić ukradkiem
zanim je rzeka zaniesie do Zawsze
tak będziemy milczeli na brzegu
patrząc w niebo dla wszystkich już inne
postoimy jak zbiegowie z uliczek
we wciśniętej pomiędzy nas zimie
jednym piórkiem opadłym rozpętała się zamieć
jak z poduszki znienacka rozdartej
przysypane spojrzenia gesty też zasypane
i już słów nowych szukać nie warto
czasem jeszcze przez okno wypatruję gołębia
czy przecina zziębnięte podwórze
ale ślad na gałęzi
mrozu igły strząśnięte
przyszpilają myśl o tym że wkrótce
w mglistym Kiedyś nad rzeką Nieprędką
spotkamy się na moście przypadkiem
by pożegnania wymienić ukradkiem
zanim rzeka je zniesie do Zawsze
i będziemy milczeli na brzegu
patrząc w niebo dla wszystkich już inne
odejdziemy od zbiegu uliczek
rozpłyniemy się mgłą po dolinie