pustotka

 ubyła jedna istotka tu była
i się wyniosła i łóżko teraz większe
więcej miejsca do siedzenia
jedzenia więcej i więcej przestrzeni
w lustrze (w ogóle lustro mniej zużywa się)
światło z okna masz całe
dla siebie
podobnie światło w lodówce

ale kot taki jakiś niedogłaskany
gary niedomyte telewizor niedooglądany
nieład niedoładzony zupełnie jakby istotki
naprawdę ubyło jakby się zdarzyła
teraz  taka pustotka

inteligencja

 kojarzycie?
jak zabijałam swoją matkę
grając w karty

jak przenosiłam
góry z przedziwnych powodów
z najróżniejszych słów

jak się  raz przeniosłam
w rozdartym czasie
i nie umiałam wrócić

lęk

 moja córka przywoziła marzenia
zapachy nardu przypraw lodowych skał
brudnych skarpet mokrego płótna namiotu
moja mała córeczka

za każdym razem posyłałam ją jak na śmierć
obkładałam zaklęciami przeciw przeziębieniu
przeciw złemu oku zatraceniu fałszywym świadectwom

moja córka wracała do mnie jak gołąb
przekazawszy tym wszystkim krainom
które marzyłam zobaczyć moje obawy

i przecież nic się jej nie stało
to mnie stało się nic

zmiana

 teraz się nie mówi językami aniołów
ani ludzi moja mowa jest staroświecka
porośnięta futrem zaprószona próchnem
moje serce jest zastygłe zagubione
gdzieś w zakurzonych półkach w nieobecnych
stadach jedwabiowłosych lisów

gdzieś w pustorogich graniach błąka się
jak echo pozbawione ścian nie trafia
do aniołów nie trafia do ludzi pamięta tylko
ślepe iskry ognisk i dym i cios słońca
prosto w martwe sploty

moja mowa jest niezrozumiała niby język
przemyca poszczególne hasła słowników
a woła tylko w głąb wkrusza się w cembrowinę
wrasta i przysycha parcieje truchleje
jak moc
jak noc