glina

dach z trzciny kładł mojego dziadka
wiązkami. najpierw się go plotło
równiutko w pęczki a później miał już tylko

chronić przed opadem. kuchenkę z duchówką
lepiło się z babki a ona w garnkach
przetrwała jak dziewczynka

przylepiona na dnie. oglądam
z wyciętym sercem deszczułki
okiennicę którą ubito gwoździami

w każde narodzone imię

4 komentarze:

dariusz sokołowski pisze...

Zastanawiające "odwrócenia" w związkach przyczynowo-skutkowych. Patrząc chociażby na pierwsze wyrażenie "rozkłądania" mam wrażenie, że owa "glina" jest jakimś przejawem "rodzimego artyzmu". Jako, że wiersz (zgodnie z zakorzenionym w nim symbolizmem) nakazuje mi ekstrapolować znaczenia na inne dziedziny sztuki, wydaje się, że jest on jakby świadectwem takiego zjawiska. Niekiedy błądząc po "ówczesnych skansenach" natknę się na: a to płot wycinany, a to tkany, a to poprostu solidnie posadowiony... mam wrażenie, że u podstaw owej twóczości nie leży potrzeba, ale próba "przelania" włąsnej, nadanej wrażliwiści do glinianego garnucha, mosiężnej konewy, czy emaliowanego saganka...

Odnajduję tu pewien kult tradycji, co w pewnym ujęciu "narodzeniowości imion" nakazuje mi odczytywać temat jako dziedziczny. Swiadectwem tego: "przylepienie do dna"... Napisałem dziedziczny, hm powinno być "rodzimy". No włąsnie, czy aby nie za wąska ta metafora? Nie za naiwna.

wuszka pisze...

jest takie dziedziczenie cytoplazmatyczne (tak sie dziedziczą np mitochondria -centra energetyczne komórki zwiazane z oddychaniem), które nie podlega prawom podziału genomu znajdującego w jądrze. to jest taka glina, którą się w sobie przenosi. rozmawialiśmy o tym kiedyś, o takim dziedziczeniu kulturowym, którego sie nie uczy, a niesie w sobie. taka glina, z której ulepiono. dlatego bardzo fajnie wyjąłeś, ze to nie dokładnie słowo 'dziedziczny'
i ślicznie napisałęś o 'przelewaniu ' - to jest idealnie taka formuła, o jakiej myślałam - o przelewaniu siebie nadanego w coś. jakby się te wszystkie duchy jeszce raz w to zaklinało,a jednocześnie siebie niepowtarzalnego. każdy kolejny gwoździk
zdaję sobie sprawę, ze wierszyk jest nieco powyłamywany w stawach, myślałąm nad wersyfikacją i podkręceniem rytmiki, ale dałam mu pokój. w imię boże, czy tam jakiekolwiek inne, niech jest :)

dziękuję :)))

Anonimowy pisze...

Wiersz, który uruchamia moje wspomnienia z dzieciństwa (lubię do nich wracać) i chociaż na domu babci nie było dachu z trzciny, na pewno była kuchenka z duchówką i drewniane okiennice z wyciętymi serduszkami.
I za to dziękuję :)))

wuszka pisze...

cieszę się :)) i ja dzięku