dach z trzciny kładł mojego dziadka
wiązkami. najpierw się go plotło
równiutko w pęczki a później miał już tylko
chronić przed opadem. kuchenkę z duchówką
lepiło się z babki a ona w garnkach
przetrwała jak dziewczynka
przylepiona na dnie. oglądam
z wyciętym sercem deszczułki
okiennicę którą ubito gwoździami
w każde narodzone imię
Poasana 1.
5 tygodni temu
4 komentarze:
Zastanawiające "odwrócenia" w związkach przyczynowo-skutkowych. Patrząc chociażby na pierwsze wyrażenie "rozkłądania" mam wrażenie, że owa "glina" jest jakimś przejawem "rodzimego artyzmu". Jako, że wiersz (zgodnie z zakorzenionym w nim symbolizmem) nakazuje mi ekstrapolować znaczenia na inne dziedziny sztuki, wydaje się, że jest on jakby świadectwem takiego zjawiska. Niekiedy błądząc po "ówczesnych skansenach" natknę się na: a to płot wycinany, a to tkany, a to poprostu solidnie posadowiony... mam wrażenie, że u podstaw owej twóczości nie leży potrzeba, ale próba "przelania" włąsnej, nadanej wrażliwiści do glinianego garnucha, mosiężnej konewy, czy emaliowanego saganka...
Odnajduję tu pewien kult tradycji, co w pewnym ujęciu "narodzeniowości imion" nakazuje mi odczytywać temat jako dziedziczny. Swiadectwem tego: "przylepienie do dna"... Napisałem dziedziczny, hm powinno być "rodzimy". No włąsnie, czy aby nie za wąska ta metafora? Nie za naiwna.
jest takie dziedziczenie cytoplazmatyczne (tak sie dziedziczą np mitochondria -centra energetyczne komórki zwiazane z oddychaniem), które nie podlega prawom podziału genomu znajdującego w jądrze. to jest taka glina, którą się w sobie przenosi. rozmawialiśmy o tym kiedyś, o takim dziedziczeniu kulturowym, którego sie nie uczy, a niesie w sobie. taka glina, z której ulepiono. dlatego bardzo fajnie wyjąłeś, ze to nie dokładnie słowo 'dziedziczny'
i ślicznie napisałęś o 'przelewaniu ' - to jest idealnie taka formuła, o jakiej myślałam - o przelewaniu siebie nadanego w coś. jakby się te wszystkie duchy jeszce raz w to zaklinało,a jednocześnie siebie niepowtarzalnego. każdy kolejny gwoździk
zdaję sobie sprawę, ze wierszyk jest nieco powyłamywany w stawach, myślałąm nad wersyfikacją i podkręceniem rytmiki, ale dałam mu pokój. w imię boże, czy tam jakiekolwiek inne, niech jest :)
dziękuję :)))
Wiersz, który uruchamia moje wspomnienia z dzieciństwa (lubię do nich wracać) i chociaż na domu babci nie było dachu z trzciny, na pewno była kuchenka z duchówką i drewniane okiennice z wyciętymi serduszkami.
I za to dziękuję :)))
cieszę się :)) i ja dzięku
Prześlij komentarz