gałązka wierzby
wbita w gładką powierzchnię jeziora
rozpuszcza salicylowy sen
żeby nie uronić ani kawałka
świtu z jakim wstaję z trawy
rosnę ostrożnie wyjmuję z włosów
śpiące żuki suche gałązki
cały dolny świat
podnoszę na ramieniu ziewającą mandarynkę
i chłód znajduje do mnie wreszcie drogę
pierwsza zmarszczka na wodzie
zanurzam się pomarańczowo
za mną płynie dzień
bij robala!
4 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz