z pracy

 koleżanka z pracy zapisując się do WOTu
mówiła lubię tak czasem dostać w kość i jeszcze fajnie
że trochę dorobię
czasem mówiła –

myślałam

że w tym miesiącu to będzie
taki lajcik a tu poligon
i trzeba biegać z tym ciężkim plecakiem
i całą tą bronią ale i tak fajnie
i są  fajne dziewczyny ze mną
i naprawdę lubię takie spędzanie czasu

tak mówiła koleżanka z pracy
w pokoju nauczycielskim
kiedy (jeszcze całkiem wczoraj)
pokój był jedyną dostępną opcją

lekcja geografii

 i w klasie jest trochę gwaru nagle łapiesz
się na tym że przestałeś panować nad światem
Nacobezu Nowej Ery i systemami oceniania
zagapiłeś się i tylko przesuwasz palcem po mapie

a spod opuszka wypada iskra jedna druga
Somalia Syria twoja wieś Donbas twoja wieś
twoje miasto wojny narkotykowe w Peru
twoja rodzina twoja szkoła twoja głowa
mapa przerasta wszelkie wyobrażenia
dzieciaków korzystających z twojej chwili nieuwagi
korzystających w pośpiechu ze swoich pochowanych telefonów
komórkowych telefonów schronowych

 które jako jedyne im powiedzą
że miejsca które właśnie spalił na mapie twój palec
jeszcze kurwa istnieją


Wiersz czyta Łukasz Pie


a tutaj równie cudownie Jakub Sajkowski

rysy

 rysy mojej mamy
zapisane w pamięci
są pełne strachu

 strasznie się boję
że nie udźwignę już ani jednego
dnia z nią

 dnia bez niej

Piosenka o Kiedyś

 

tak się nam posypały dni zimowe dni ciemne

niebo sploty ma lnianej tkaniny

nad dachami na sznurach szarych dymów z komina

zawieszone szare śniegu pierzyny

 

I już noc się pochyla nad pieniążkiem latarni

Tłumiąc wszystkie hałasy i szepty

I przemyka w zaułkach jak przechodzień ostatni

Echo słów zawieszone nad Kiedyś

 

w mglistym Kiedyś nad rzeką Nieprędką

spotkamy się na moście przypadkiem

by pożegnania wymienić ukradkiem

zanim je rzeka zaniesie do Zawsze

 

tak będziemy milczeli na brzegu

patrząc w niebo dla wszystkich już inne

postoimy jak zbiegowie z uliczek

we wciśniętej pomiędzy nas zimie

 

jednym piórkiem opadłym rozpętała się zamieć

jak z poduszki znienacka rozdartej

przysypane spojrzenia gesty też zasypane

i już słów nowych szukać nie warto

 

czasem jeszcze przez okno wypatruję gołębia

czy przecina zziębnięte podwórze

ale ślad na gałęzi  mrozu igły strząśnięte

przyszpilają myśl o tym że wkrótce

 

w mglistym Kiedyś nad rzeką Nieprędką

spotkamy się na moście przypadkiem

by pożegnania wymienić ukradkiem

zanim rzeka je zniesie do Zawsze

 

i będziemy milczeli na brzegu

patrząc w niebo dla wszystkich już inne

odejdziemy od zbiegu uliczek

rozpłyniemy się mgłą po dolinie