jesień


Żegoty 25.09.11

jesień

płetwy w szafie igła wbita w poduszkę
najeżoną już przed cerowaniem
wszędzie druty
pasma włóczki
skłębione pod czujnym okiem zachodu

nadciąga
hałastra gawronów
i obsiada nasze drzewo
jeszcze przed podróżą

tego swetra nie wolno prasować
zwykł się w niego zawijać mól książkowy
i gryzł
i drapał
jeśli go tylko poruszyć

na schodach kałuże
jeśli się przyjrzeć to jakby kawa
albo herbata
albo krwawa mary
w każdym razie coś
lepkiego
co paruje i nasącza tapety
niezidentyfikowanym zapachem

wkopałam w szufladę słomkowy kapelusz
jest to jedna z ozimych sadzonek
której nie jestem pewna
czy wykiełkuje wiosną

możliwe że nie
bo tym razem nadciąga naprawdę
zła
naprawdę ciemna
hałastra gawronów
które skubią nasze pola

Rada


Żegoty, wrzesień 2011

Marta


Żegoty, wrzesień 2011

spadek

została mi garść wierszy
ślepych przewodników
po tym co ktoś czuł i kłamał
w żywe oczy
czytających

gałązka winobluszczu
zasłaniająca okno
przed żarem
popołudnia gdzieś w umbryjskim miasteczku

została mi po tobie
samotność
zasiana pierwszego poranka
kiedy szpalery słów
zamieniły się w zdanie

kamyk podniesiony
do rangi talizmanu
liść między kartkami

są między nami wiersze
w książkach szeleszczący papier
zostało mi po tobie więcej
niż mogę sobie wyobrazić

sieć

nasze ciała są poznaczone liniami
nasze nie tylko twoje moje
i to nie są linie papilarne
żaden indywidualizm
więżą nas te linie
jak telefoniczne druty

oto linia życia i śmierci
linia głowy kiedy noc nie chce się
zakończyć
linia wody do której nie chcemy wejść
kolejnej miłości

rozumiemy się doskonale
to nie prawda
że nie siedzimy sobie w głowach
siedzimy tam wszyscy jest taki tłok
że nie da się oddychać
normalnie

dzwonimy codziennie ja do ciebie
ona do mnie on do niej
rozmawiamy na setki i tysiące
sposobów
minut

przeszywają nas linie
przykuwają nas do siebie
do łóżek do skał
rozrywają powietrze
i każdy z nas
ma na własność nieswój strzęp
pozostający po drugiej stronie

wyjeżdżamy do nigdzie

wyjeżdżamy do nigdzie -państwo ktosiowie
indywidualny wypoczynek podróż
z marzeń
wyjeżdżamy do nigdzie

walizki nesesery już kilkukrotnie
przepakowywane – niczego nie zapomnieć
w nigdzie może tego co lubimy nie być
a szkoda się wyzbywać
przyzwyczajeń

wyjeżdżamy do nigdzie mamy termosy
porządne kanapki i telewizory
turystyczne karty kredytowe na nowe
wypadki

to jest coś tak wyjechać
do nigdzie o poranku
pożegnać się bez mrugnięcia oknem
i wybyć

wartość

gdybym miała zapisać dziś
liczbą boga
napisałabym
zero
co nie oznacza przecież że go nie ma

Mario


Żegoty. sierpień 2011

w Olsztynie wciąż pada

wciąż pada
rozpadało się na dobre
rozpadały się państwa
podobnie jak związki
zawodowe
wszędzie kałuże
i odbijające się w nich
zniekształcone lica kamienic
i brak nieba

nie jest dobrze

nie jest dobrze i nie ma ludzi
a ci którzy są przebiegają
zakryci parasolami po sam dach
po sam kołnierz
w tej deszczowej ortopedii
nie ma jak i do kogo
się odezwać
i komu powiedzieć
o rozrzuconym wokół
murze

w Olsztynie pada deszcz- stary przyjaciel
przywozi nową przyjaciółkę
i dlaczego tak boli
chociaż nie powinno

już nie powinno

to może być z powodu deszczu
zwykły reumatyzm
reakcja na brak na ulicach
świateł
reakcja alergiczna związana z rozpadem
związków organicznych
w powietrzu na szarą wilgoć

kolej

pociąg relacji Mężczyzna- Kobieta
odjedzie z peronu
czy odjedzie?

opóźniony
przedwczesny
o czasie
nie wskazującym
na spożycie
konsumpcję

pasażerowie śpieszą
który tor
Informacja myli się
krztusi
nie pierwszy raz
niewyraźnie mówi

ta nie pojechała
w odpowiednim kierunku
ten nie wsiadł
rodzina w przedziale wiekowym
gwarantuje cichą podróż i nie otwieranie
okna

w wucecie metal masakra
tłoczą się
pod drzwiami spragnieni
samotni
i ci
którzy zwyczajnie chcą spokoju
albo miłości prawdziwej

pociąg relacji Kobieta- Mężczyzna
Spółka ZOO

dziwny rodzaj uczucia

to dziwny rodzaj uczucia
las - w środku
cicho jak makiem zasiał
ani szelestu tylko za ścianą
drzew
stłumione dźwięki
rozmowy chichoty śpiewy

za ścianą drzew

to dziwny rodzaj uczucia
ścieżka- nieuczęszczana
od dawna zgubiona w trawie
cichej jak posiał makiem
i przeźroczystej

rozmywa się na ścianie
drzew
każdy powidok ścieżki
nasłuchujesz szelestów
i widzisz światło jak pada
z góry
i na tej arenie

ten dziwny rodzaj uczucia

nocne biuro

kiedy odblask lustra usiewa plamkami
twoje nocne biurko – sięgnij aż za cień
i pociągnij mocno to co się tam kryje

to dziwna godzina możesz się obawiać
tego co wyciągniesz możesz cofać dłonie
i zaciskać palce w bojaźliwą pięść

uszczypnij się mocno uchwyć nieuchwytne
złap za krawędź lustra za jego odbiciem
i przenicuj obraz jednym gładkim ruchem

to co się tam kryje nie jest ani straszne
ani tez groźniejsze od tego w pokoju
kiedy odblask lustra upada na biurko
ciemna linia deski staje się granicą

Moi rodzice



Żegoty. wrzesień 2011