transformacje

ciało jest giętką formą
chociaż kruche jest ciało
mogę je napiąć jak łuk
i mogę zwolnić jak strzałę
w cudzą jak oko świadomość
wbić ostry grot kolana

gdy moje ciało jest kruche
jak pancerzyki kraba
lub muszla małża

stąpam powoli ostrożnie
by donieść jak szklaną kulę
i lubię także te chwile
kiedy jest kruche łamliwe

i kiedy wraca do formy
jak w egzotycznej chorobie
zaczyna pęcznieć
lub wiotczeć
zapadać w linii i w sobie

łamać by wygiąć się w obręcz
wygiąć w pół -
przepaść leniwie

dziewczyna przegląda się w wodzie

nigdy nie byłam dobrym żeglarzem
przerażały mnie burze a cisza
dzwoniła w uszach na alarm
jak moje kolczyki

i zaraz łapałam za ucho żagla żeby ciąć i szarpać
albo z całej siły dmuchałam na zimne

tyle mnie nauczyłeś
wielki oceanie

że bierze się w dłoń kruchą łupinę
obiera
kurs do sedna i zaburza fale

czasem

kiedy się przeglądam widzę na dnie twarze
z twoich pieśni wśród nich moja
jakby połączyło nas lustrzane odbicie
prawd o podobieństwo morza

Śliwkowo

(kościół w Żegotach.2008)

bar ".ybka Bar"

a w barze dym barze rym barze cym
S próbuje wstać od stolika a A
powstrzymuje słońce żeby nie stoczyło się
za szarą bryłę dnia

smażona rybka w barze „.ybka Bar”
i ciepłe piwo co nie marznie nawet zimą
i ciepłe ręce A i chłodne S
jak syk albo sza

a na ulicy gwar uliczny gar uliczny żar
ty chcesz już wyjść stąd droga S
i powstrzymuję słońce by nie mogło spaść
za szarą bryłę w dzień

smażone piwo w barze „.ybka Bar”
i chłodna ryba co nie marznie nawet zimą
i chłodne ręce S i chłodne A
ten dźwięk o szklony brzęk




bywalcom baru .ybka Bar

lobotomia

wstaję
dzień drugi po początku świata
(to zależy mówili starsi
z którego patrzeć końca)
więc wstaję i jak nie patrzeć to jestem
samotna

jakby wokół mnie rozdzielono prawa
do oddychania i dostałam najwięcej

na szyi otwierają mi się nagłe szpary skrzelowe
i nagle też chcę do wody chcę dosięgnąć głową
mułu w którym się kłębi lub zazębia
przestrzeń

powoli mnie omija wypomnienie płetwy
rośnie pięść palców z jednej i po drugiej
stronie a jednak ciągle jak ryba szamoczę się
w sieci

wstaję po rozdzieleniu i nie całkiem
zdrowa

rozdzielenie wód

(Żżegoty przedburzowe. 2008)

czego czepiają się chmury?

(Żegoty. wrzesień.2008)

spowiedź peela w pierwszej osobie

choć czasami zachowuję się jak de Liryczna
używam nie przemyślanych słów
lub gestów które zdradzają emocje

zdarza się że nie kończę w wypowiedzi
zdania krzyku -głos więźnie
w zakamarkach wiersza z najróżniejszych powodów
tkwi strach który pojawił się dokładnie wtedy
kiedy powstawał mój świat
i jeszcze
strach przed odkryciem

że można być do bólu szczerym
kiedy się mówi kocham cię

czytający

potraktuj to jako wyznanie

zawartość

zastanawiam się nad twarzą
mojego peela i nad tym
kim mogłabym być
w twoich oczach

kiedy się ubieram
i wychodzę
żeby na drodze machnąć ręką
do nadjeżdżającego samochodu

albo kim mogę być kiedy śpię
i nie piszę albo kiedy piszę i nie śpię
albo kiedy śpię po prostu
po prostu piszę

tyle chciałabym powiedzieć
twarzom peela
tobie

hetka

kołyska była taka mała najmniejsza
w całej wsi
matka ciągle gderała że nie rośnie

będziesz niewidzialna hetko
jeśli nie zaczniesz się
tam gdzie ta kreska i nie skończysz
przy podłodze

więc stawała
na palce i wchodziła na stołek
pożyczyła nawet drabinę od sąsiada
żeby zobaczyć jak jest być zobaczoną
wypełnić całą skrzynkę urodzić się naprawdę

morze prawdopodobieństwa z nie zakotwiczonym bojem

(kretka inspirowana.2008)

marzenie

(Żegoty.wrzesień.2008. Krowa Marynka)

gra

Potrząsał workiem z kośćmi los
wylosował dwie-
cholera! akurat te, co znaczyły
nogi krótkie, długi nos...

bez granic

może nazwiemy to łódeczką ust
albo dłoni

[ten kształt ]

słowa którego próżno szukać
tam gdzie się nie chyboce
drżący na krawędzi języka
w koniuszku serca

[śmiech]

może
nie nazwiemy tego po imieniu
a można nie mówić
albo właśnie mówić

[morze]

Zuzia i królik






(Wrocław. sierpień2008. )
/dolna fotka,
ze względu na
techniczną trudność wykonawczą
- Biń/

ranne ptaszki

siedzą w kawiarni
pochyleni nad stołem
ona usiłuje rozwiązać nie więcej
niż tylko bucik
w który wpadło ziarnko bobkowe
on kątem oka w gazecie
nieogolony tego poranka

serweta ma wzór w plamy z masła
po poprzednich gościach myśli ona
i nerwowo potrząsa nogą
(to pieprzone ziarnko)

a on w tym czasie studiuje
ruchy na giełdzie (nadal kątem oka)
dookoła cichy gwar i szmer uznania
dla obfitej kelnerki która wnosi
tacę z herbatą śniadaniem
dla obojga

ona zdenerwowana wytrącona
zostawia ten cholerny but
on się zrywa od swojego stolika
i ona się lekko uśmiecha

pogoda

jest naprawdę gorąco a słoma jest złota
na polu zbiera się na zapas zbiera się na burzę
nie pierwszą tego roku przed jesiennym chłodem
pokotem kładą się pod ciężarem między ludzi snopy

aż strzela iskrami wyschnięte powietrze
pomiędzy żniwiarzami siadam i wystawiam język
czekając na rwący deszcz na skręcone strumienie
z których się zrobi zaczyn z tego chleb się upiecze

i jest w nich teraz we mnie miejsce na mokrą słomę
na ciepło rosnącego spod lnianej ścierki nieba
na mroźną zimę w spichlerzu i na lato wzburzone
i śpiewa mi w środku rok cały jak kalendarz chleba

Jazz. maszynka do mielenia mięsa, która jest puzonem

(akryl.2008.lewandosko)

wytrącenie

naruszenie kruchej dwuznaczności

przez niejednoznaczność

lis

łup krup zatrzęsienie zawalenie
szał piór cietrzewienie zagłuszenie
dziób w słup poruszenie
ścisk w pysk wykluczenie

noc

księżyc w lisiurze w mysiej norze chmury
oko okrągłe jak zdziwiona sowa
albo literka o jak pulchny pączek
ta noc wrześniowa

jest tłusto duszno klei się do twarzy
w myśl babie lato pochowane na noc
przed snem przewraca w głowie się pstrokato
szerzeje w rano

i znowu cicho nie śpi leśne licho
bezczelnie gapię księżycowi w oko
i księżyc kapie na poduszkę moją
blado przeźroczo

kabaczek, któremu wydaje się, że jest lotosem

(ogród Danki.2008)



jesienny ogród Bereniki



(wrzesień Żegoty. 2008)

a wszystko te czarne oczy...

położyłam na stole paczkę fajek
butelkę wódki
będę pisać wiersze
papierosów nie palę wódki nie piję

walcz

Radzie i wszystkim Lilith


to nie tak że tylko ty możesz mieć moje
ciało rzekła Maria
i że moja dusza tobie jest
przypisana

tylko zmarłym wkłada się w dłonie
kwiat

usłyszenie

pod cholernym słońcem w dobie
tej cholernej komunikacji
pełnej gadżetów komputerów
i pieprzonej komórki
nikt mnie nie słucha

niepokój

rada nie chce wychodzić z pokoju
mówi że jej w tym pokoju
dobrze ma tu swoje książki
przyjaciół i pracę

tylko on nie dzwoni do jej pokoju
i ona do niego nie dzwoni

Blanki

(wresień.2008. pozaŻegoty)

o potworach

syn miałby już sto osiemdziesiąt lat
urósł w mojej głowie do rangi potwora
chodź potworze przytulenie nie boli
a i względne są rozmiary katastrofy

potrzeba

kupię sobie zajebisty aparat
nie tylko będzie był
ale też będzie miał
wypasione

spacer

(Jez. Blanki. wrzecsień 2008)

w powietrzu

może źdźbło trawy zdradziło
lub liść przyniesiony we włosach
i już zamieniły się rolami
lato jesień

nagle wszystkie liście podejrzanie czerwone
nagle siano zbyt suche błyszczące
co jest z tym lipcem czemu wrzesień

zaczyna kartkować kalendarz
jakaś dziwna niedziela i świat ustaje
na głowę

letnie milczenie. jest nie zdrowe
jesienna chęć nie objęcia
tylko jak podejść

szpony

uzależniłam się od pizzy
telefonu komórkowego
alkoholu zdobyczy techniki
ktoś to poprawia strofuje
wskazuje właściwą drogę
a ja
a ja mieszkam na wsi

z krzesła

nie mam
żadnego fajnego pomysłu
jak rozwiązać problem istnienia

wietrzne dzwonki

(żegoty.2008. wrze sień)

dotknięcie

oto jest słowo które rozcina ciało
jak papier
oto kartka którą można owinąć
kamień

oto studnia w której nie zasypia
echo
w której licho
nie śpi

można spać licho
lub odbijać się echem o ściany
studni można być kamieniem
tworzyć kręgi
wodę

rozlać na kartkach
można poruszyć oddechem
i można wstrzymać
oddech

kiedy jest głośno

dziewczynka zza okna nie daje się dotykać
kiedy ją pytam o przyczyny zamyka usta
i otwiera w głąb siebie źrenicę

jeśli za nią wołam ucieka wtedy krzyczę
żeby więcej nie podchodziła i nawet nie próbowała

a ona wciąż tam wystaje jak stęsknione stworzenie
niekiedy wspina się na palce i dotyka szkła
dłonią albo językiem

Tato

Tato (portrety) wrzesień.2008

a jeśli nie zasnę?

(olej pastel. 2008)

proporcje

ulana z jednego kawałka
kropla żelaza