pod niebem. wieczór



chciałabym złapać twój smutek w dwa palce
jak nitkę kiedy się na nią nawleka igłę – chciałabym szyć
i zżyć bym chciała tę bólu płachtę która jak namiot
pod żelaznym niebem wszelkiej konieczności
tak się rozdarła kategorycznie i wszem i wobec

mogłabym siedzieć obok na ławce zszywać to płótno
jak spraną chustę bladą jak twarz jak świt jak zaranie
patrzeć z ogrodu jak robisz stół prosty i twardy
stół tylko dla mnie - arenę świata
na której stoczą się wielkie bitwy i dziwowiska
i wszystko nowe i wszystko jasne pod starym słońcem

chciałabym umieć przeszyć na miejsce
jak serce guzik który właśnie odpada
przez jego dziurki widać i światło i mnie i ciebie
i noc co się skrajem ogrodu skrada

transfiguracja



może i trudno jest rozdzielić ciało
jak komunię – rozpłatany wół
Rembrandta czy Soutine’a zatrzymał
codzienność a później
przyszedł weganizm i tak zwana
wrażliwość
na mięso ból i śmierć

może i łatwo jest rozdzielić ciało
oddać je ostatniemu lepszemu może
ale jak je przemienić
w chleb

denominacja



coraz częściej słowa są walutą
bez zapasów złota
którym nie jest milczenie
jak mówi Mądrość Ludowa
a milcząca obecność

słowa niewypełnione kruche
cieniutkie jak najlepsza
chińska porcelana
zalegająca w witrynkach
czule poowijana
w papier – bibelocik echo

słowa którymi można było
stworzyć świat a dziś ględzi się
przez telefon

Gula. grzech piąty



mogłabym zdobyć jedną po drugiej
wszystkie matki świata i wszystkie ich matki
wszystkie z nabrzmiałymi mlecznymi piersiami
mogłabym mieć dla siebie gdybym tylko chciała

ciekłoby mi po brodzie gęste mleko matek
kapałoby tkliwością nieznaną słodyczą
i jadem co się przemyca pod postacią soku
z drzewa dającego niepokorny owoc

bo podobno pokornie ssie się więcej niż jedną
a tylko jedna jest wiadomość dobrego lub złego
i mogłabym niechcący otworzyć puzderko
grzechu który byłby najmocniejszą bierką

której poderwanie rozsypie układy
mogłabym zdobyć wszystko
i wyssać mleko z matek

taki dzień



przychodzi taki dzień że kiedy dzwoni
telefon nie podskakujesz z radością
nie śpieszysz się żeby odebrać

kto wie –
może to sprawka cywilizacji
że zbyt łatwą stała się odległość
a może serca
które przestało się spalać i zapadło
pod swoim ciężarem
i możliwe że nie zostanie
supernovą a czarna dziurą
która pochłonie świat

a może nie – może telefon zadzwoni
i podbiegniesz do niego lekko
jak motyl

ale przychodzi taki dzień że trzeba
powiedzieć komuś (na przykład przyjacielowi)
– musimy
się pożegnać