krajobraz po bucie [płócienne zasłony - tryptyk]

(Wincentowi)

to jest pierwszy dzień bez twoich butów
mój boże jak to wytrzymać
jak to poukładać sobie
i na jakich prawidłach

wstaje się rano i wkłada ranne pantofle
które boleściwie przypominają anisłowem
że ciebie zabrakło
akurat dziś jak nie dzisiaj

zasada pierwsza
- obuwie wyjściowe winno być
wyczyszczone na wypadek
wychodnego

zasada trzecia (drugiej nie pamiętam)
- kalosze
nie służą niczemu
zwykle izolują przestrzeń alfa
od przestrzeni beta

*

przestrzeni po butach jest akurat tyle
na jakieś dwie stopy
w głąb planety

mój boże jak to wytrzymać
że z takiego powodu
odszedłeś

chmura wielorybia




Żegoty 30.06.09

chmury. 25.05.10












Żegoty. 25.05.10

Pitcairn

to nasza wyspa – buntowników
którzy spalili swój statek
pozbawiając się (o słodka ironio)
drogi ucieczki

do brzegu jakieś osiem tysięcy
dni i nocy hektolitry wody
pod kilem

ten spłachetek gruntu
pochodzenia wulkanicznego
stał się nam
domem
jedyną opoką
piekłem
i rajem na ziemi
w węzłach wiatrów i fal

do stałego lądu jakieś osiem tysięcy
przekleństw nieufnych gestów
gestów przyjacielskich
gestów miłosnych
gestów
nierozpoznanych (jeszcze
a może nigdy)

gestów wbitych w szmaciany chodnik
wydarty spod żebra ziemi
wydarty morzu z gardzieli

naszej straszliwej tratwy

chmura





Żegoty 22.0510

mokradła

bagno to taki naturalny zbiornik retencyjny
o dużej pojemności
miłości więc do oporu
do opchania się do zatkania porów
porzuć plan ewakuacyjny

mokradło to swoisty rodzaj bagna
choć i inna jego nazwa
zagadka pod kożuchem mchu
po kostki po kolana do utraty tchu
po szyję i do szyi woalka

walka ociężała w wysokiej gęstości
bez wzajemności ciała
nierozsądna i niedoskonała
wątpliwej przyjemności radykalna

nieusuwalna w skutkach i po znajomości
walka niewygrana z bagnetem
w dłoni z dłonią w bagnach
zakończona w złości

domowe sposoby

babka
przy wielkanocnym stole jak królowa
na białym obrusie między rzeżuchą a barankiem
- dziadkiem

z kolei na łące nisko pochylona
pomiędzy źdźbłami zboża opatruje ranę
od kosy

mojemu tacie – chłopczykowi
któremu któraś szalona
złamała rękę

mówi mu – ciii to nie pierwsza
ten liść cię zagoi a serce
poratujemy kawałkiem
sera

gdyby

gdyby można było w kasie na dworcu
albo w automacie biletowym kupić jeden wiersz
za jakąś umiarkowaną kwotę – to ile osób
kupiłoby ten wiersz?

może rację mają
ci co mówią że poezja
powinna być za darmo
i ci którzy każą sobie za nią
słono płacić

i może rację mają
ci którzy nie czytają a i nie lubią
bo za niezrozumiała bo zbyt droga
albo ci dla których jest bardzo droga
bliższa niż własna matka żona kochanka
albo po prostu bliska
jakośtak

gdyby można było w automacie
albo kasie na dworcu kupić bilet
albo jeszcze lepiej pistolet

jajakokurnik



wersja robocza. akryl

św. Jerzy

jak tam było z Jerzym? – może
kiedy świętym stał się cały świat
za rogiem
się zaroił się zasępił i zasmoczył

ziejąc ogniem sypiąc iskry niby smoki
smoki wyszły ze swych krain
dziwnych

a ten jeden ten najmniejszy
cichy
u jasnego źródła - luli la
u żywego zdroju – sza
śnił o nurtach rzek podziemnych
o korzeniach wody ciemnych
spał

jak by było z świętym Jerzym? – gdyby
dać smokowi śnić spokojnie
szybę przetrzeć w ciężkim hełmie
w ciężkim oku

ciężko złożyć łeb swój wielki
z boku
smoczej łuski palcem dotknąć
- czy to prawda?
wtulić w smoka zasnąć w źródło

otóż bajka

***

myślisz - moja
kiedy siadam owinięta skrawkiem koca
myślisz ciepła i słodka mylisz się
jestem ciemna i mocna w środku
wewnątrz siebie

wewnątrz siebie nie tylko nie umieram
tam umieram naprawdę powoli
lecz nieubłaganie dwoistość tej chwili
noszę w sobie jak znamię
na skórze

na tej skórze mam mapę – siatkę blizn
pewną szorstką fakturę chronometru
cyferblatu – tarczy z węgla i piasku
i gliny

kant cielesny ciało bez kantu
wino w krwi
ciekłą krew nie bez winy

wojna

kolejna wojna – przeciwnik
tym razem jest z tej samej wioski
zna teren
wie jak unikać zasadzek
wie jak się podkraść
niepostrzeżenie

kolejna wojna- krwawa
jatka z rozdzieraniem szat nerwem
mięsem armatnim

zbroją się oddziały
we mnie
rosną flanki

tam gdzie ich dotąd nie było
gdzie nie było granicy
pojawia się kolejna wojna
autoimmunologia

porządek na czas martwic

***


akryl.2010

bociany


Żegoty 5.05.10

Z miasteczka. Dawid

chciałabym wierzyć
że Dawid był tylko zwykłym chłopcem
o brudnych rękach i niezgrabnych ramionach
którymi wzruszał

jakby wszystko w koło było łatwe proste
twarde jak kamień pod jego wielkim butem

chciałabym wierzyć że był zwyczajny
że nic nie szarpało jego strun
poza psotnikiem wiatrem i porannym dzwonkiem
mleczarza

ale nie był
ani tak kanciasty jak chciał się wydawać
ani tak milczący a jego palce
kiedy dotykały harmonii
rozbiegały się w świat

Św. Sebastian

chudy męczenniku w strumieniu światła
w strumieniu elektromagnetyki – przeszyty nią
jak strzałą pod groźną tarczą niebios

za tą sferą z kości ciała zbroi się świat
kosmiczny w którym strach ma cię za nic
bo jest tak obezwładniający jak sznur
który skrępował ci ręce i nogi
rozciągając w tanecznym pas

tańcz słodki Sebastianie
tańcz ten strach chorobę umieranie
komórek włosów
wytańcz zdjęcia tomograficzne
zwiędłą linię bioder która jest niczym

przeciw promieniowaniu
przeciw najwyższej obietnicy
przeciwko chłodowi po tamtej
stronie

majówka


Alicja i Marta. maj 2010

tulipany


suchy pasztet.2010

Marta



Marta. maj 2010