nowy rok



trzeszczy w gąszczu liść pod szronem
moje życie zawieszone
między pierwszym bang a bom
w mojej głowie trzeszczy szron

cicha noc



może była cicha kiedy narodził się
z nieważne jakich chrześcijańskich buddyjskich
islamskich źródeł czy tych w języku keczua

prawdopodobnie nie była – przyroda zawsze wydaje
jakieś odgłosy zwłaszcza nocą kiedy poluje się
na ofiarę sensację czy po prostu przetrwanie

i oto w ciemnościach może w przestrzeni sawanny
pojawił się ten któremu zabrakło miejsca w gospodzie
i drzew (odtąd możliwe że mu ich zawsze brakować będzie)
nie waleczny tygrys nie ogromny słoń nie groźny lew
ale wszechwładne chuchro któremu jakoś nic
nie można zrobić oprócz miejsca na grzędzie

a Jej Wysokość Grzęda to nasza Wieża Babel
się wreszcie jebnie i noc znów zrobi się cicha
 po tym naszym jazgocie
nie mającym nic wspólnego
z pomieszaniem
języka

języka

epitafium

tu leży miłość
odeszła przed nocą
doszłaby do siebie
ale nie ma po co

kochanka



kochanka to instytucja jesienna
latem zabiera się rodziny na wakacje
zimą dba o domowe ognisko
wiosną miewa
nadzieję

a jesienią
jesienią dobrze jest wpaść
do kochanki
jak po ogień zapukać zostać wyjść
z siebie i trzasnąć drzwiami

to może być też o miłości



to nie jest tekst o miłości bo ta
nas nie dotyka nawet jeśli czujemy
oboje – każdy z nas gra na stronie
strunie tego świata inny zupełnie temat

raz jest nam świat a raz  go nie ma pod ciężką
ręką geografii – ścieżki drogi rozsypują się
pod nogami przypadkowych depczących
drepczących niezdecydowanie i bez celu
bez nawet ciepłych płaszczy i z tego

marzną również moje ramiona kiedy wpatrzona w księżyc
wiszący nad cmentarzem wsłuchuję się w echo
odrzucanych połączeń ciśniętej z rozmachem
słuchawki brzdęk dźwięk szklany talerzyk pełni
chwieje się i drży w moim oku – zwykłe ludzkie sprawki
też się chwieją i niepewnie jest łapać za krańce
splotu okoliczności szarpać wątki zdarzeń

napisz mi to -  rzucasz na odchodne
 - to się później zmaże

ot jakie czasy



ot bezbożnika chowają nie godzien on spocząć
na świętej ziemi szepczą bogobojne głosy – dlaczego
jednak dzwony i temu ciału nadają
rytm serca którego już samo nie podejmie

ot kurwę na ołtarze wynosić na obrazy
boskiej oko – afiszować modlić się srebrnymi
ustami powtarzają przed ekranem niebieskim
a jednak światło samo się srebrzy promieniuje
błogosławi każdą chałupę każdy przybytek dobytek
niedobytek

ot jakie to teraz porządki jaki porządek nieboski
jak nieboskie stworzenie brudny nieswojski daleki
bliski rzeczom dla których nadal nie istnieje
rozumienie

z czasem



z czasem sama nie wiem co mogłabym powiedzieć
co wolno choć podobno wolno wszystko
za szybko natomiast biegną sprawy i czas
ten jest zupełnie nielitościwy i jedyny
sprawiedliwy na tym świecie - chociaż możliwe
że go nie ma - myślałam - czasu ale może i świata

ludzie odchodzą albo zostają i rzucają
pecyny gliny drobne kamyki i całe skały
przenoszą kiedy obrastają w siłę
jak w  piórka chwytają za pióra klawisze
walą na oślep robiąc kocią muzykę
koci wrzask marcowy na oślep

są dni kiedy mam w sobie potrzebę
jakąkolwiek i wtedy wychodzę przed dom
otwieram szeroko usta i głośno jak umiem najgłośniej
uparcie milczę

białe plamy tej jesieni

Żegoty 14.10.16

spojrzeć do lustra

Żegoty 03.10.16

dżdż

Żegoty 06.10.16

rankiem


Żegoty 12.09.16

Łaski bez

czyli Panna Łaskotka jako Kot z Cheshire








Żegoty 10.09.16

kolaps 2



w czasach kiedy ekscentryzm stał się obowiązującą
czernią sezonu a szaleństwo z wolna bierze we władanie
świat - ja uprawiam normalność staram się
pilnie ją podlewam plewię chwasty dziwnych myśli
o tym że można by wyjść za parapet albo cisnąć
talerzem o ścianę – zmuszam się do porządku

nie oglądam programów o jakiejtomelodii i medycznej marii annie
wesołowskiej nie czytam nagłówków gazet staram się
zapomnieć jak wygląda pan prezydent i ten czy inny
minister z tej czy innej teorii
 i nawet nieregularnie przecieram podłogę żeby nie popaść
w rutynę czy jakąś inną nerwicę
natręctw


w czasach kiedy dobrze jest być innym wyrwać się
z ciemnej masy być kolorowym motylem który gubi się
w stadzie innych motyli coraz kolorowszych ja szarzeję
jak niebo o zmierzchu chowam się
za horyzontem zderzeń

piosenka podróżna o miłości



chyba się  w pani zakochałem
mówi mi młody mężczyzna zaledwie chłopak
po zaledwie godzinie jazdy wspólnym pociągiem
relacji Białystok – Gdynia

proszę mi zdradzić swoje imię albo nie
proszę go nigdy nie zdradzać bo wtedy
już nie mógłbym przestać o pani myśleć inaczej
niż tylko tym jednym imieniem – dziś pani jest
każdym w tym pociągu

w pustym przedziale popołudniowym
słońcu kiedy za oknem zwiewa mi świat – chciałbym
zatrzymać panią
w oku jak łzę uwierzyć
że to nie jest nasze
ostatnie spotkanie

bo widzi pani jestem poeta
a ten podobno pamięta
więc niech mi pani nie daje
tego wrażenia bo następnym razem
będę tu już na panią czekał

a kiedy pani nie przyjdzie będę zmuszony
pisać kolejne i kolejne wiersze
wiersze jak koleiny ballady wagonowe
niech mi pani tego nie robi

drzwi o świtaniu



Żegoty 28.08.16

Panna Łaskotka


Żegoty 28.08.16

idzie jesień






Żegoty 28 sierpnia 2016

Antośka








Żegoty 27.08.16

uwierzyliśmy metaforze



uwierzyliśmy metaforze że ten czy tamten świat nie spłonie
a popatrz ponad horyzontem dzieją się właśnie pierwsze ognie
uwierzyliśmy w brak połączeń że nas zupełnie to nie dotknie
a spójrz nad tą niczyją ziemią pełza znajomy groźny płomień

uwierzyliśmy metaforze że wszystko to są tylko chwile
i wmawialiśmy w siebie sobie że jestem jesteś byłam byłem
że kiedy przyjdzie się odwrócić choćby do wroga nagim sercem
to strzała wypuszczona wróci bo w metafory jest opiece

uwierzyliśmy że tak można bardziej z daleka raczej bokiem
i metafora zjadła groźna nas ziemię strzałę serce ogień

rozstrój



czasem chce się włożyć czapkę
taką z nausznikami albo głowę
do piekarnika żeby sprawdzić
co tak szumi – nic ot historia

historyjki wydarzają się zewsząd
kiedy się tak krąży wokół Słońca
pod ostrzałem telefonów komet i wierszy

nie byłam pierwsza ani ostatnia
a mimo to zamiast spać snem uśrednionego
nagle rzygam zgięta w pół nocy

histeria byłaby nawet uzasadniona
ale mnie na nią nie stać
bo może się okazać że to właśnie tak
dinozaurom skończył się ostatni promyk

trrr trrrr



to ani szekspirowski słowik
ani skowronek ani nawet dźwięk
który przynosi poranek lub spokojną
noc –to brzdęk

elektronicznego zła
tłuczonego szkła 
i za każdym razem mojego

serca

mechanizm



Bo chodzi o to by od siebie nie upaść za daleko


daleko jest nam nawet jeśli chcę a nie chciałabym
nawinąć na nadgarstek odległość ukochać
bez względu na los i przyczyny – upada.

może gdybyś był ufniejszy może gdybym ja
umarła

orogeneza



pomimo ciszy trwającej zda się
od zawsze pod powierzchnią wrzało
nasze płyty książki filiżanki
nieustannie się przemieszczając
naciskały na siebie i wypiętrzały
zewnętrzne warstwy a z czasem
całe masy skały skorupy

i ciężko powiedzieć kiedy
wyrosło miedzy nami pasmo udręki
a może łańcuch przyczynowo-skutkowy
a może jeszcze inaczej – góry możliwości
tylko się spiąć i wspinać

żaden tam wulkan niszczący wszystko
w promieniu rzutu treścią
wylaną wprost z ziemskich trzewi
- ot lita spokojna niewzruszona skała
do której z różnych stron bezskutecznie
podchodzimy jak jacyś mahomeci

Gargas




żyjemy w zapomnieniu
od czasu do czasu
ktoś się przyśni ktoś
nadal nie zadzwoni – to nic

coraz mniej boli
zostawiony na policzku ślad

dłoni

durisaz



zanim otworzyłam usta słowo
obiegło ziemię a świat
nie zrobił tego czego się bałam
nie zwariował

nawet jednym gestem
nie pokazał mi że źle
zrobiłam nie zademonstrował
że jestem - nic
 cisza

dopiero po słowie
zajęły się ogniem kuluary
szumiało w trzcinie – słowo
do słowa dodawało się i rósł
mi na języku pypeć
i wreszcie mogłam

mówić cokolwiek
krzyczeć

kosmochoria



pustka  potrzebuje manifestacji – czegoś
co ją wydobędzie i określi choćby nieprecyzyjnym
gestem – jest pierwsze ziarno

to może być rozbłysk fala elektromagnetyczna
słowo dotknięcie czy po prostu zwykłe a-psik

pomiędzy nami niespodziewanie wyrósł ukwiał
kosmiczny chaos w którego rafie kryją się
wszystkie nasze dzienne sprawy. zaklepane pochowane
ścigane przez mureny umierające w zatrutym środowisku
wraki

a ty?- powiedz mi – kto zasiał ten kosmiczny
nieporządek kto pchnął pierwiastek Alef
w serce gwiazdy

pierwiastek ciebie
w moje






*

Święta Warmia - Lekity

 Lekity - kapliczka przydrożna



 droga jeziorany- Lekity





Lekity - kapliczka dzwonnicowa




Lekity - kapliczka na ścianie domu



lekity- kapliczka Marii Panny



Lekity - droga na Kalis




Droga Kalis-Ustnik , Jez. Spągi



Mostek na Symsarnie, Ustnik


Dworki rodu Damerau Dambrowski- Troschke - Kasnitz, Ustnik



cmentarz parafialny, stara część, Żegoty


16.04.16

znieczulenie



któregoś dnia słońce nie wzeszło
chociaż zegar uparcie dobijał się o świt
światło nie pojawiło się tam gdzie zwykle
się pojawiało – w szczelinie pomiędzy
wczoraj a dziś snem i koniecznością
powstania

tego dnia (czy możemy to nazwać dniem?)
zmartwychwstały wszystkie nasze
zakopane lęki. zrosły się
połamane serca. skrzywiły
wyprostowane kręgosłupy – dzień bez światła.

możliwe że to ktoś kto całą noc
przepłakał i w geście rozpaczy
wymodlił dla nas wszystkich ten niejasny
pozbawiony bólu
koniec świata

zawiązki



przyjaźń to nie szerokopasmowa
autostrada to raczej wąska dróżka
z podnoszącymi nawierzchnię
kępkami chwastów i dziurą
na której można sobie urwać
podwozie

możemy spędzić lata deklaracji
zapewniać i dotrzymywać słowa
i między słowami łypać okiem
i być dla siebie w porządku i porządek
zachować na wypadek gdyby coś
się rozsypało – mowa-trawa

i jest możliwe że nie ma
przyjaźni że to są tylko
koincydencje dążeń interesy
tak wspólne że aż moje i to
coś z przyjemności złości ości
coś co rośnie jak srebrny pieniążek
albo raczej zły szeląg który mnie
ciebie który jesteś dziś daleko na dal
wiąże

szwagier Whistlera


Żegoty 28.03.16

widok z zakładu na tyłach oka



widziałam mężczyznę w kraciastym płaszczu
zsunąwszy kapelusz na tył głowy żonglował
pieniążkiem księżyca po czym pstryknął nim i puścił
do mnie perskie oko – złapałam
księżyc i schowałam za pazuchę / po drugiej stronie
ulicy kobieta targowała się o swoją niewinność
z jakimś podejrzanym zarośniętym osobnikiem
rzuciłam jej pieniążek a ona spojrzała na mnie
z wdzięcznością i poturlała księżyc wprost pod stopy
zasmarkanego dzieciaka ocierającego oczy
z łez z których każda odbijała świat
do góry nogami – kraciastego mężczyznę
niewinną kobietę w przykusej spódniczce
nieogolonego draba księżyc co się nie da ugryźć
ani nie można nim zapłacić i mnie która to wszystko
z ciemni wywołałam

papierówki




bywa że stykamy się tylko na moment
palcami wskazującymi albo czołem
uderzając w siebie znienacka jak bilardowe kule
i tylko ten zapach

papierówek rosnących za domem
dziewczyny od której pomimo najszczerszych
zapewnień i potrzeb przyszło nam

odjechać

ten zapach jest trwalszy niż siniaki
kwitnące na czołach plakatów manifestów skórze
smaki pamięci chwilowe oddechy zawirowania
burze w szklance przygody

tak pachnieć

mogą tylko jej włosy powieki dłonie
i to też nie jest prawdą
za wszystko odpowiada zwyczajna

torba papierówek

 wciśnięta w przestrzeń  
w twoim samochodzie

"W Jezioranach"









Jeziorany 24.02.16