sąd ostateczny

błogosławieni szlachetni mężowie i niewiasty
 albowiem zajmą poczesne miejsce
w ogrodzie pozostawionym
przez Wielkich Rodzicieli

 do królestwa nie wejdzie
- pan Stasiek
- cudzołożnica spod 30-tki
- baba z poczty
- pies sąsiadki (co wszystkim sra na wycieraczkę)
- i Kwiatkowska

 - i obecna młodzież 

o mieczu

gdyby to on był przodkiem
powiedziałby – walcz
pij i tańcz i kochaj

to dolna krawędź
i górna
- ostrze

gdyby mógł wydać we mnie dźwięk
zadźwięczałby
donośnie

przeniknął serce
jak najszlachetniejsza stal
i czułabym

jego posmak

h.

źdźbło białej trawy
mróz zważył zieleń łąki
opadła mgła

umierajmy

umierajmy
z uśmiechem z życiem w gardle
umierajmy cwanie nie na chybcika
nie ot tak nie znienacka
umierajmy ładnie

z patosem z teatrem
bez kurtyn ale z kulisami
w lektykach umierajmy
w miastach

na tronach z zadowoleniem
z trucizną w uchu
pod powiekami
z gniewem

umierajmy z życiem
z życiem żwawo i szorstko
z ręcznikiem pod pachą
i ze szczotką w dłoni
jak mieczem

umierajmy cicho skwapliwie
krok po kroku ostrożnie
ostrożnie umierajmy
nabożnie

w najwyższej
estymie

wschód w szafie


szafa

***

to nie samotność
to raczej może bezsenność
ale przecież to nie bezsenność to tylko
księżyc za silnie świeci w okno
fałszywy neon

ale to nie księżyc to raczej wiatr
uderzający chociaż to nie wiatr
to powietrze
nazbyt gęste duszne

ale to nie powietrze to myśl
uparta nieusuwalna niezmordowana
choć tonie myśl
to nie samotność
to nie samotność

jesień wokół wuszki



Żegoty 29.10.09

idzie jesień


Żegoty 29.10.09

jesień



Żegoty 29.10.09

w odpowiedzi

droga pani
mówiąc że rzeczy konkretne
ograniczają mi wyobraźnię
ograniczamy się do przyjęcia
podziału

pani mówi mi wyobraźnia
nie znosi liczb ani mechanizmów
a ja sobie myślę że to czysty
fantazmat – taka liczba
czy taki mechanizm

zegarmistrz wsłuchujący się
w śpiew kółek zębatych
mógłby powiedzieć ot tak
prosto w którą stronę ruszy słońce
umieszczone na końcu n-tego kółka
i w jaki sposób zmieni się barwa
(zauważy pani – w jaki sposób)
wahadła

droga pani
jakoś dawno przestał zajmować
podział na humanistów i umysły
ścisłe

i co prawda żaden ze mnie zegarmistrz
- używam liczb żeby określić długość fali
używam barw żeby opisać liczbę

potwory

na drodze z pracy do domu
czyha zbyt wiele potworów
i co gorsza wpychają się drzwiami
za nami
za nami

i dzisiaj im jeszcze sprostam
ale nie wiem czy jutro
czy jutro
uda mi się wydostać

(może oknem)

no bo jak się przedrzeć do pracy
kiedy potworne depczą ci łapy
po piętach
po piętach

i skrobią marchewkę zażarcie
od domu aż po samą pracę
po pracę
czy się uda im zwiać

przeszkody



Andrzej. wakacje 09

co na chorobę

pomóc może
tupla
pikwa
albo morze
może strzykwa

może wypuścić się w rejon
gorący
albo na odwrót
ochłodnieć

może zepsuć sobie urodę
szminką lakierem wziąć tusz
lub poprawić tu i ówdzie
kładąc róż na wodę
bukiet

może usiąść w cieniu albo
w słońcu wyciągnąć
kopyta

może wypłynąć kajakiem
w morze o drogę nie pytać
albo spytać o drogę

albo rowerem doginać
na mamry
mamrotać w niedzielę
gorąco w chłodnym kościele

w kawałach brodzić
po pas
w kapuście zwinąć się z raz

albo dać zbawić się wszystkim
zielone rozpuścić listki

koło ratunkowe

cicho
tylko zegar pije do rytmu z październikiem
minuta po minucie
coraz bardziej uwiera

jest noc ja czytam
wiercę się - za oknem
pada świat
na łeb na szyję
na ziemię

coraz więcej świata
przecieka mi przez dach
patrzę jak tworzy kałuże
na środku pokoju
co się zamienił w niepokój
albo może odwrotnie

przecież tej nocy październikowej
już wszystko
jest możliwe

możliwe jest więc
że gdy zatrzasnę książkę
upłynę
albo przemoknę

widok zimy z mojego pokoju


z myślenia o architekturze sakralnej

popatrz ten okruch ołtarza
przywędrował z dalekiego środka kosmosu
-ja
i to co się w ja mieści
czy przywędrowało razem
z nim

kamień tyle razy mielony kruszony
topiony i wypływający
na strumieniach lawy
złożony z natury
podstawowego pierwiastka

i ja tyle razy
mielona skruszona
topiona i wypływająca
w strumieniach
zbudowana z natury
kamienia
chłodnej gwiazdy

myśli swobodne

myślę czasami o tym jak to jest
z życiem i wierszem
i jak to jest ze mną

myślę że
wydaję na pożarcie ten kawałek
papieru na którym składam
zamiast swojego ciała
ciało obce

(ktoś kiedyś dał
taki precedens
poetom)

myślę też że nie jestem poetką
tak naprawdę
jestem tylko wystraszoną
owieczką – zwierzątkiem
o ciepłej przytulnej wełnie

która za wszelką cenę
chce umknąć
w ofiarę

podpiwniczenie

nie schodzę boso do piwnicy
tam zimne kamienie kąsają stopy
tak
jak zimne kamienie kąsają stopy
tych co boso schodzili

więc nie schodzę
ani boso
ani do piwnicy
nie drażnię kamieni
nie budzę w nich ciepłoty
nie poruszam

w głębokich piwnicach głowy
drzemie chłód zdolny
przegryźć się przez ciepłą
skórę
tego się obawiamy

nakrywamy to sercem
zakładamy ikony
jak ciepłe kapcie

żeby chroniły
przed zejściem do tej na dole
piwnicy

Piecowo



za oknem zawierucha a w pokoju ziew. 10.09

Sen o spaniu

obudziła mnie Święta Matka Orinoko
mówiła niezrozumiale ale zrozumiałam
że mam wstać i iść gdzie? nie wiem

Matka Orinoko (myślałam że to taka rzeka)
i rzeczywiście była bardzo płynna
i cicho szemrała miała skośne oczy
żółto-ziemistą cerę

dotknęła mnie stopą i obróciłam się
na drugi bok jak senny wieloryb
a ona dawała mi znaki

pokazała palcem tam idź wstań
i bądź obudzona zanim znowu zaśpisz
przynieś trzy krople krwi i jakiś dowód na to
że zasłużyłaś na nieboskłon

Matko Orinoko - myślałam że to rzeka
kładłam się na brzegu już porządnie zmęczona
słuchałam niezrozumiale bolały mnie dłonie
bolało mnie serce od toczenia kropel

plany


jezioro


z zapasów. rok babiloński. gwasz

Angieły


Amioły nadziei dla Retesski. Kiwity 2008

próba różnicy

i tak odchodzimy więc co za różnica
czy się to odbędzie
z mniejszą czy większą ilością
słów

odchodzimy od płotu
od zmysłów
od siebie

to czemu jest tak trudno
to powiedzieć

próba wyjawienia

można wytłumaczyć
że to tylko pożar serca
chwilowa niepoczytalność
bezsensowny wyciąg słów i myśli
krótkie spięcie

można wiązać ze stanem zdrowotnym
emocjonalnym
a ja ci powiadam
że nikt nie wziąłby tak niewiele
za nic

popołudnie

siedzę na schodach za domem
czytam wiersze
w oddali chłopiec grzebie patykiem

czytam wiersze
w wierszach poeta zmienia świat
na swoją modłę – z oddali
grzebie we mnie patykiem

hej chłopcze co robisz
krzyczę

- robię taki przepust
żeby kałuża dopłynęła aż tam

jesień na kurzym podwórzu






Żegoty. Danusiowe podwórko. 1 października 2009

parasol

umył starannie fałdy
stoi ze złożonymi drutami
bez ruchu
choć go proszę – otwórz się
otwórz mi kochany
taki deszcz na dworze i śnieg
i zawierucha
i z rączką się szamoczę

patrzy na mnie jednym okiem
mówi – słuchaj
kochaj mnie owszem
- to jeszcze znoszę
ale póki pada
to mnie nie szukaj