Galatea



mówisz mi zło
trzeba wykreować i nic się nie bój
to nie znaczy że się staniesz
zła – a ja wiem że się nie stanę

bo ono jest w mojej krwi w cytoplazmie
komórce  mitochondriach
kiedy oddycham w komórkowych jądrach
ciemno i nic nie widać – ja

jestem częścią tej siły którą Goethe zaklął
przeklął po trzykroć i kazał jej czynić
dobro. to ja wściekła tupiąca nogą
póki jeszcze jest czas dotykająca twoich włosów
co już samo  w sobie skazuje mnie
na stos

to ja odwracająca się od ciebie nawet jeśli łza
spada po mojej stronie gniotąca stopą łeb węża
bo nie może być dwóch węży w raju a i mnie
nie będzie- ja

której nie ominiesz nie przeżyjesz
nie stracisz
w żadnym płomieniu ani rzece

mówisz mi nic się nie bój
a ja
nieuchronnie patrzę na ciebie

Z listów (4*)



Królowo  ten oficjalny ton moich listów jest dyktowany
nie brakiem czułości lecz zwykłym brakiem
ufności w  posłańców – podejrzewam zdradę
w chwili zwątpienia chciałem ci posłać kielich
trucizny sztylet kosz jadowitych gadów – to strach

dyktuje mi takie gniewne kroki stłukłem zwierciadła
spaliłem mosty wysłałem na śmierć całe dziesiątki
najlepszych wojów. moja najmilsza  każdy z nich mógłby
uciąć ci głowę udusić we śnie  i rozwlec ciało
które tak lubię w głębokiej pustyni – droga Królowo

nie umiem podnieść swej zbrojnej ręki która zadała
śmierć tylu wrogom większym od ciebie choć bardziej
pokornym mniej buntowniczym wrogom nie moim
jak ty jesteś moja prastara żmijo o gładkim ciele
i oczach w które patrząc ci rankiem widziałem swoją

śmierć .dziś ją trzymam blisko za ramię jak przyjaciela
choć chciałbym twoje ramię przy swoim i twoją szyję
poddać mym palcom zabrać powietrze i jednym ruchem
przybić na zawsze ciało
do  ciebie