modlitwa letnia

 opiecz nas i obsyp kruszonką
ulep nas jak babkę piaskową
natrzyj malinami winami
i powódź nas na pokuszenie
i zbaw w słodkiej wodzie
o temperaturze pokojowej

koniec lata

w zasiekach gałęzi
których nikt nie wyciął na czas
utknęliśmy i ja i ty i jeszcze z nami
jakiś dziesiątek populacji – siedzimy
spłoszeni nie wiemy czy mamy ze sobą
rozmawiać podawać ręce
krzyczeć hop przełóż tu nogę i przejdź
do mnie – wtedy będzie nas więcej – będziemy
razem roztropni wspierający będziemy się uczyć
jak się wyłamać z tego krzewu
jak kłamać
jak mówić prawdę
i kiedy nie


rzeka

 chodź chłopcze
nauczę cię miłości
chociaż sama nie wiem czym jest dokładnie
twoje oczy patrzą na mnie chłodno
twoim dłoniom brakuje rozpędu
i tak szybko się odwracasz

chodź chłopcze
nie będziemy nic mówić
nasze słowa zawsze mówią coś innego
naszym sercom brakuje polotu
i bez słowa protestu  odwracamy się od siebie

chodź chłopcze przyjdź
tu gdzie nigdy się nie pojawię
nasze miejsca zatarły się
na wszystkich fotografiach
wszystkie nasze listy rozsypały się i zginęły
w rzece czasu