moi ludzie

i on starzejący się powoli
ale nieubłaganie kochanek z coraz rzadszym pasmem włosów
i gęstszą krwią z zaszklonymi oczami rozbieganymi po obrazach
po aktach czekający na rozprawę ostateczną - profesor

i ona drapieżna artystka ze skłonnością do wylewów
uczuć i słów które rozchlapuje byle gdzie rozsmarowuje
po wszystkich kątach swojego niezbyt zagraconego mieszkania
z wielkim bałaganem

i ona inna czuła matka koleżanka równiacha
fantazyjnie wiążąca chustę dzień po dniu koniec z końcem
krzątająca się po domu po fejsbuku szwendająca się po głowie

i on odmawiający
codzienny różaniec papierów biurowych poleceń
siła wykonawcza domowego trybunału łazienkowego
przewrotnie zniechęcony do nowych programów
szkolnych

oni brzydcy piękni ze swoimi grubościami cieńkościami
papierowymi ścianami ciała drżącymi skrzydełkami nosa
kiedy łapczywie chwytają wiatr jak żeglarze
których sztorm odrzucił na ocean i nagle zwietrzyli zapach wyspy
oni wszyscy – jakże ich kocham

Brak komentarzy: