podeszliśmy do rzeczywistości onirycznej
tak jakby miała być naszą
rzeczywistością – posadziliśmy migdałowe drzewo
którego wiotkie korzenie miały wedrzeć się pazurami
w twardą skorupę teraz a gałęzie szumieć
w wiecznym nurcie czasu
nic bardziej mylnego – wystarczył jeden motyl
gdzieś tam w boskim Buenos czy innym
Janeiro żeby zbić z pantałyku
wszystkich śpiących mnichów-poetów
kiedy się podniosłam nie było poezji nie było drzewa
ani ciebie nie został nawet jeden gorzki migdał
kiedy się podniosłeś nie było mnie