teraz się nie mówi językami aniołów
ani ludzi moja mowa jest staroświecka
porośnięta futrem zaprószona próchnem
moje serce jest zastygłe zagubione
gdzieś w zakurzonych półkach w nieobecnych
stadach jedwabiowłosych lisów
gdzieś w pustorogich graniach błąka się
jak echo pozbawione ścian nie trafia
do aniołów nie trafia do ludzi pamięta tylko
ślepe iskry ognisk i dym i cios słońca
prosto w martwe sploty
moja mowa jest niezrozumiała niby język
przemyca poszczególne hasła słowników
a woła tylko w głąb wkrusza się w cembrowinę
wrasta i przysycha parcieje truchleje
jak moc
jak noc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz