dlaczego chcę tyle powiedzieć że niemal pęknę
a kiedy usiłuje przemówić z mojego języka
schodzi jedynie cienka śliny nitka i coś na kształt
cieniutkiego pisku
tłukę głową o ścianę niech pęknie jak orzech
wszystko jedno która okaże się słabsza
niech mnie albo wypuści albo się otworzy
to co sedymentuje w zakurzonych warstwach
kory
martwi mnie niemoc słowa cisza rozstrojona
która mnie nie otula a tylko rozbija
atom po atomie panoszy w neuronach
martwi mnie ta bezsilność i strach przed mówieniem
co niszczy żywą wciąż tkankę
kończy rozumienie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz