czujny potworze potwornie czuła
bestio rodzaju ludzkiego – istnieje harmonia
jakiej nie spodziewałby się nikt
z nas w kakofonii osobowości w plątaninie
dźwięków serc płuc wątroby marszach
kiszek głodowej jatce umysłu
mówisz mi idź już jest zbyt późno
na orkiestrację na koncert życzeń
bo zły ze mnie człowiek i jeszcze gorszy
cień ciągnie za mną swój lisi ogon
jesteś złodziejem kłamcą królem tyciego
państwa co mierzy całe pięć stóp
pod Ziemię i to dzięki temu czynisz ją sobie
poddaną – słucham cię jak najdoskonalszego
oratorium jesteś świętym uczonym siewcą
radości i zwątpienia rozbitkiem z powietrza
ciągiem atomów sekwencją zasad
kodu genetycznego zlepkiem niejasnych słów myśli
pierwiastków odłamkiem gwiazd kosmicznym
skurwysynem
skurwysynem
twoje palce wyplotły na mnie sieć uprzędły
pięciolinię z której czytam jak z nut ostrzyły
kamienny grot który wiek po wieku
wbijałeś mi w serce a przecież
nie zmieniłabym w
tobie ani jednej nuty
człowieku