jesienne śródpole

wyły za mną łopiany
córko dziada czy byś mogła
wstać i zagadać
albo zmilczeć

zaszumiały osty
siostro
gdybyś kolczyk zagubiła mogłabyś
nie krzyczeć

zwisły kukliki
jesiennie zwisły i zawinęły płatki
ach już nie jesteś gładka
matko

zrumieniły się głogi róże
pękato
z cynobrem poranka
zachodu pałatką

aż jastrząb w jarzębinowy gąszcz
zanurkował by kurę

upolować

córko
siostro
i
matko

*


6 komentarzy:

jemall pisze...

Spojrzeń z pięciu kontów
:)

wuszka pisze...

spojrzeń kantem z pięciu kotów ;)

Tess pisze...

Lubię ten wiersz. :)

wuszka pisze...

ja też go lubię :]

D.M. pisze...

i u mnie włącza się lubiej, jak go czytam :)

wuszka pisze...

oooo, to się cieszę bardzo, choć ostatnio zgłębiając Czechowicza, kurcze znalazłam wiersz, jakbym zerżła

:))