dzień w którym wezwano zegarmistrza

to był dzień w którym wezwano zegarmistrza
pozytywka zatrzymała się w pół obrotu
a źle oświetlona ulica wyprężyła do skoku

coś pękło

urwało się jakby w rozgardiaszu
nagle krzyknąć i opaść bez tchu na krzesło
coś się zatrzymało i my się zatrzymaliśmy

żadna z krążących figur nie dotarła
do swego celu – szopka kościółek chatka z kolacją
bezradnie kuliły się popatrując na ulicę

a ona sączyła się przez drzwi i okna
waliła się ze smrodem asfaltu – czarnym cieniem
wymazywanym spod krawężnika
lepiącym usta i oczy

tak to był na pewno dzień w którym wezwano
zegarmistrza – przydreptał niepozornie
jak siwiutki gołąbek a kiedy jego cień
urósł do rozmiarów bramy
podniósł ręce jak mag i wielkim głosem

zaklął czarnego węża żeby się zatrzymał
przywrócił przestrzeni swobodniejszy oddech
i kiedy położył dłonie na mojej głowie
weszłam do szopki - pozytywka ruszyła

Brak komentarzy: