(Marcowi)
w ciszy lampa pod brodę podparta
kręgiem światła ojczyznę zakreśla
gdzie wahadło pijane zegara
buja wzrokiem od stołu do krzesła
czas wstrzymuje w pokoju jak oddech
by nie wzruszyć bezmyślnie zasłony
dłoń tak miękko schowana pod głowę
nie naruszy granicy tej głowy
ciało jeszcze jak kamień pamięta
zgięcie łokcia i dłonie na stole
w ścianę głowy wtulona wylękła
myśl ucieka się w głuche posłowie
spada wieczór spłowiałą plandeką
tłumi dźwięki i chłodno ocienia
szczupłych ramion kruchość i wierność
sen żelazny w kołysce zwątpienia
bij robala!
4 tygodnie temu
4 komentarze:
To jakiś (s)trzygłowy potfur :)
taki od świętego jeża?
Wiem, marudzę, wiersz melodyjny, ciasno w nim od piękna, niezwykły początek ostatniej, bardzo na tak.
Do jeża to on się nie nadaje, zbytelikatny ;)
jeszcze nad nim myślę. ni jest skończony tak żebym miała zupełną pewność :)
może zostanie tylko jako szkic w składzie rzeczy niepewnych
Prześlij komentarz