drogi

Władimir Wysocki piał wiersze do komina
niezły był z niego kogut – ach Władimir
szemrały panny ośnieżone

panny zgrzebne w tym czasie
cichutko nad krosnami turkotały do taktu
a nitka smyk myk wymykała się
spod palców i za oko
no

tam splatała się pieśń Wałodii z czystą
pracą wiedzioną przez ręce w koszuli
z osnową wątek – dusza dym

jaka to jest?

a taka
że gdy na przystanku sama
stoję - nie jestem samotna
po prostu czekam
na autobus

i jeszcze
mogę się złościć i wiem
że mogę się złościć
jeszcze

że kiedy nagle z torebki
wypada mi klucz to jest
do domu
a gdy nie wypada
śmieję się

jest naga i zwinna
kapryśna
a czasem bardzo poważna
inna

godzina jakiej nie znałam

powiększalnia

pani się lubi wyjątkowo
wdzięczyć
proszę oto puzderko
z małym lusterkiem
odwdzięczy się za nadobne
zaręczam

puzderko otwiera się w dwie strony
ma taki mały zameczek
i jeszcze mniejszą koronę
ta część jest dla królowej

lecz jest zabawniejsza
ta druga
kiedy przez okno na wieży
wyjrzeć
przy dobrej pogodzie

zobaczy pani spękaną
ziemię skóry
włos na brodzie

jak konar drzewa

przedszkolaki



wrzesień.08

kończyny grzebne

dziewczynka zakłada krecie futro
zakładam – ono się rozrasta
do rozmiarów jednej małej dziewczynki
(albo maleje

ona)
takie futro ma spore
zalety:
-krótka sierść nie trzyma gleby
a ziemia nie wczepia się pomiędzy
włosy

niewielkie szczeliny na oczy
pozwalają uniknąć śnieżnej
ślepoty

jest mały problem
(bo futro jest niewielkie albo
niewielka jest dziewczynka)

problem z rękami
gdzie je włożyć

sen


(Żegoty.styczeń 2009)

ojciec Laurenty

kiedy nim zostałeś Laurenty
ze świętą Magdaleną i brodą jak święty
a jeszcze zupełnie niedawno
pamiętam
ten wiatr w butelkach
i bełkot że coś jak się dzieje
to dzieje się w nas

dziki zachód



żegoty psychodeliczne.08

kocie sprawy


Mirabel. podejście świąteczne

aparaty do połączeń

ponieważ onaki wciąż tłukły się po głowach
a ich powierzchnia nie dawała podstaw
do badań

Wielki Kreatur postanowił
im prędzej zbudować aparat
(tym lepiej)

aparat wymagał stosownego czasu
przykręcenia i kalibrowania
a także skali porównawczej która pozwala
wygaszać szumy

pierwsza próba komunikacji była udana
a przy okazji okazało się
że onaków jest więcej niż jeden
rodzaj

może to jakaś skrzywiona śrubka w jednym
z aparatów wzorcowych dychotomia albo
jakaś niewyjaśniona mutacja
spowodowała odkształcenie
eksperymentu

po paru układnych gestach przyjaznych
uśmieszkach
natychmiast zaczęły się wyrażać
i to na różne sposoby nierzadko
z pełną obsceną

każda próba niesie ze sobą jednak
pouczenie więc Wielki Kreatur zaciera
ręce zaś dla uspokojenia
zbudował im
specjalne miejsce

piekło porozumienia

podróż

wsiadłam do nieznanego tramwaju
w nieznajomym mieście
i choć dano mi zobaczyć plan
nadal nie wiem
czy już był wcześniej Teatr Wielki
czy przede mną jeszcze

nie ma nawet jakzasięgnąć języka
bo godzina późna a tramwaj
pusty

siedzę więc sama
a on mnie wiezie
spłoszoną pod obcymi oknami
domów i latarń

miasto wygląda tak ładnie
nocą z kloszami światła
wokół swoich lamp
mostem i wrodzoną secesją
ale obcych nie lubi
toleruje turystów a to nie sezon

więc sprawdzam datę
zaproszenia na przedstawienie
– przeterminowane

zostaje mi wyjść na przystanek
i już nie ważne dokąd
zmierzam

z podwórka

znałam dziewczynkę
która potrafiła
utrzymać cały świat na jednym palcu
żonglować nim jak piłką

znałam też taką
której przy pytaniach
otwierały się szeroko oczy
najszerzej jak tylko możliwe

i taką poznałam
która święcie wierzyła
i taką co w kącie płakała

świat daje się zatrzymać
na czubku palca
zawężać dają się pytania

nie wiem co teraz
robi wiara

brojglowo

umieszczam cię w pejzażu
z nurkującym Ikarem
wśród postaci posłusznych
przymusowi spadania
albo nie

umieszczam blisko ziemi
błąd perspektywy – odwrotnie
nad atmosferą wilgotną
co kulę połyka jak jajko
-wodą

próbuję światła tutaj
żeby się nie powtórzyło
zawsze tam gdzie nas nie ma
a jednak to niemożliwe
bo nawet tu
zachodzi

obraz smutku na spokój
pogodzonych z naturą

zupełnie nie dotykają krople tej srebrnej wody
i bruzdy nazbyt żyzne
w parze z królewskim szkarłatem

dziwny cholerny Bruegel
jak dzielić światy odkryć
zanim machając rękami znalazłam
lecąc jak Ikar
ty siedzisz obok wędkarza
inaczej

nie jest spokojnie

pokosy

marudź mi w warkocz. chwastem
jak chwost wyplataj. ostrożniem
wiąż jak się srebrną wstążką wiąże
popołudnie w noc.

pamiętaj to co chcę
pamiętać. kiedy się pierścionek
toczy między pranie. znów jest czas.
tak zrób

żeby zogromnieć aż się samo przysłoni
tamto miasto. wytraw mnie spośród
straw

wymiana korespondencyjna

w odpowiedzi na pismo z dnia o2.08.08
zwracam panu słowo

jestem jedyną autorką tej katastrofy

czas pogania
wbrew temu wiotczeję
choć właściwie jakie to znaczenie
kiedy się jest

jedyną autorką katastrofy
i jedynym jej
przedmiotem

niewiele rzeczy mi przypomina
niewielu pozwalam
dłoń na blacie pokrywa się z
siatką zmarszczek

a natomiast zniknęło
w siatkówce oka

i gdzieś tam jest droga
którą się wybiera

prawdopodobna

architekt

dziecko buduje z klocków wieżę
obarcza ją coraz większym ciężarem
wieża spełnia myśli budującego
ją dziecka

ale czy

kto wie czego pragnie wieża
dziecko układa klocek
za klockiem element
za elementem wieża jęczy
dźwiga i chwieje się

i nikłe jest porozumienie
między budującym a tym
co dźwiga jego potrzebę
brzemię

glu

glu

słowo i dźwięk stają ramię w ramię

glu

zakładając spójność dźwięku i języka
znaczeń

glu

podwojenie i potrojenie dźwięku glu
pozwala wychylić sens
jednakże

używajac angielskiego
więc innego języka to będzie
klej tylko w ciekłym stanie

glu

wypowiedziane twardo wyzbywa się
swojej ciekłości
jeśli nie dać zadźwięczeć el

glu

siła mięśni
gardła częstotliwość w przełyku
sprawny język
naczynie
sens

kulig




(Żegoty.09)

***


(Foto.Zina.2008)

(bo lubię tę fotkę. bo ma ładny kadr :D)

zanim zostaliśmy kapciami


Gustaw Bobiagin 17.01.09

wcielona

w następnym wcieleniu będę tłustym hawajczykiem
o ile będzie jakieś
następne
w następnym jeszcze zrobię to czego nie
robiłam do tej pory

najpierw powiem moim wrogom – jesteście
wrogami a później tych których nie lubię
będę nie lubić jeszcze

będę też łysym turkiem w zabawnej czapce
nauczę się palić wodną fajkę codziennie
będę napychać
jakimkolwiek
zielskiem

w następnym wcieleniu będę pieskiem
albo drogą koniecznie
nad jezioro i najswobodniej w świecie
tym

kim jestem

Ciemna strona mocy


no właśniel Żegoty.
kuchnia Lewandoskich.
kot Lewandoskich
albo nie
Lewandoscy (których tu nie widać) - kota
kuchnia kota
Mirek Popiołek

erozja

ja jestem
skałą powiedział cicho
ty falą jesteś może
z czasem wyrzeźbisz we mnie jaskinię
kształt fantastyczny którego nie pojmę
dopóki jesteś póki wypełniasz
choć jedną szczelinę

więc w ciekawości sięgał oddalał
tworzył bariery żeby powstrzymać
ten ciemny język który kaleczył

i zapominał

najpierw zapomniał
nazw morskich stworzeń a zaraz potem
zgubił gdzieś smak jeszcze pozwalał
-dotykaj do woli
lecz już nie łagodniał

pod warstwą soli nie mruczał cicho
nie odchodź- odejdź bo za głęboko
sięgasz wodami. chcę zbadać jakie
są spustoszenia po twoich rękach

w tę myśl się spiętrzał

tycjan

marchewka
korzenie
karoten
i nać

więc wzrok
wbijam w ziemię
i muszę tu stać

bo chodź
w gruncie rzeczy
pulsuje ja krzyk

to gdy mam
wycisnąć
nie wyjdzie zeń nic

i pod jej balkonem
jak burak i rak
krok robię do tyłu
i muszę tut rwać

poufne

udajemy że nas nie ma w tym celu
stajemy twarzą do ściany i wyłączamy telefon

między nami

przestrzeń się wtedy otwiera pociąga
to chłodne uczucie przestrzeni bez ośrodka
przekazywania drgań

szkiełko

wcale się nie zmieniam myśli
starsza pani idąc po wykreślonych klasach
bez nadeptywania na linię
bez skuchy

nigdy się nie zmienię postanawia mała
z pierwszej klasy
co na chwilę przycupnęła na ławce
zmęczona grą

gdzie ja jestem – rozgląda się po osiedlu
obca

liczenie

la wchodzi pod wodę
i liczy gwiazdy
raz gwia roz dwa

ja?

jest bardzo głośno szepcze
z najgłębszego dna
jest ciemno

i ani jednej w zasięgu ręki

konik z kasztana

kiedy pierwszy raz dotknęłam
pustej łupiny kasztana
pomyślałam – to forma
w którą da się włożyć więcej
niż tylko oddech
i pracujące mięśnie

gdzie na przykład
zmieściła się wytrwałość
niechęć do ciotki a miłosne
niemal przywiązanie
do liści

kiedy opuściło nas to wszystko
miękkie wargi i zgryźliwość
zaciskająca się na ramieniu

jak upadał
nieparzystokopytny
owoc drzewa filogenezy

jak był treściwy

smoki

Danusi

na samym brzeżku chropowatej kory
jest mały kraj którego imię należy
wypowiadać szeptem

w zupełnej ciemności

mieszkają tam smoki
po pożarciu baranka
o policzkach pełnych tęsknoty

czasem smoki zioną sobie
ogniem przypalając tę lub inną
ścieżkę ot tak dla zagłuszenia
ochoty

i z czasem też chcą się wydostać
z tego świata wydrapać sobie oczy

z tysiąca nocy i jednej nocy





(formy lodowe.okno lewandoskiej.bezsenna noc. sty.09)

zbiegi

styczeń. mróz.2009

pod okapem zapaski

Żegoty. widok na stary dom Państwa Papszun. styczeń.2009

chaty

Żegoty.06.01.09

Potiomkinowi

ileż można nakrywać rzęsami
od spod szyi aż do po pięt pagórki
ile z tego wiatr strwonił rozmgławił
co się stało pod słowa naskórkiem

słodkie klaski pokląskwy przytupy
u słowika herbatka i kawki
trzeba tyle zachodu dla trupy
choć cukrową odwraca się czkawką

gdybyż wreszcie choć rdza mnie przejadła
bym zaczęła się zdzierać i plamić
i nadęła się bym lub zapadła
zamiast włóczyć po wierszach rzęsami

i dość liścień dość srebrnych księżyców
próchno grzyb niech mnie wreszcie pociągnie
rym spod serca wyrywam kotwicą
i nurkuję w wiersz biały potomniej

grawitacja

coraz cięższa

noc garbi się w stronę horyzontu
i coraz trudniej się zerwać
jak ranny ptak ze snu

coraz cięższa

myśl która ma na sumieniu więcej
niż wczoraj choć mówią że ranek
mądrzejszy jest niż wieczór

jak baśń
stara i ślepa jasnoczujaca
głowę podnosi wyżej

a jeśli wietrzą podstęp - i w tej lekkości
i ciężkich splotach ujrzą żmiję

jaka jest?

to kruche czółno chwiejna krypa
suchego liścia puste przestrzenie dłoni
szary ból serca. cisza

peryferie



luty.2009



grudzień.2008

wiosna, lato, jesień, zima...



no wiem, znowu wolej. no trenuję :]
grudzień jeszcze 2008

jałowce

chłodny dzionek ostrzeją jałowce
w myśl schronione panoszą się w lesie
coraz głośniej do spółki z korkowcem
który więcej wypala niż niesie

dzionek dziany robiony na drutach
w kuchni gdzieś poza ciepłą firanką
co się staje przejrzysta jak nuda
i się tęskni w jałowce z porankiem

gwiazdy

czy to się kocha czy nie lubi
czy się tężeje może chudnie
niechby się nawet w żar zagubić
dalekie gwiazdy świecą cudnie

na palce stawać rwać ramiona
szaleć po nocach i przed południem
uwierzyć wreszcie w nie spełnione
gdy tylko chłodne świecą cudnie

słońce

Żegoty.grudzień 2008