ścieżka

Powroty

Ścieżka leniwie płynęła przez ogród.
Niosła ze sobą patyki, piórka, opadłe czereśnie
i zostawiała je, to tu, to tam,
gdzieś po drodze.

Wiła się, migocąc, między krzewami agrestu
i zahaczała o wąsy ogórków, a łaskotana nimi,
chichotała jeszcze za furtką.

Przełamywała się przez zarośla bzu,
gdzie mieliśmy swoje ukryte gospody,
salony, w których piło się kawę, jak najdroższy
napar z liści.

Stąd, uparcie wiosłując grabiami,
czy też zwykłą miotłą, można było
pod prąd, dotrzeć do domu albo po prostu
dać się swobodnie ponieść aż na łąkę.

Tam, kamiennym wysokim wodospadem,
ścieżka kończyła swój żywot;
za barierą pastucha, wymiar był niepoznany




Odejścia

Kiedy przyjechałeś, oboje jak wiedzeni
tajemniczym impulsem, stanęliśmy
na ścieżce.

Patrzyłam, jak wynurzasz się
z tamtego wymiaru i podchodzisz lekko,
jakbyś wcale już nie musiał wiosłować.

Może to zasługa silnych ramion,
a może ścieżka zwolniła swój nurt.
Stałam, a piasek mnie opływał
i wywoływał mrowienie stóp
– myślałam, jakim cudem

udało ci się przekroczyć wodospad.
Gałąź bzu strąciła twój kapelusz,
a kiedy się schyliłeś, z kieszeni wypadła
fotografia. Ścieżka milczała.

Brak komentarzy: