Blanki

gałązka wierzby
wbita w gładką powierzchnię jeziora
rozpuszcza salicylowy sen

żeby nie uronić ani kawałka
świtu z jakim wstaję z trawy
rosnę ostrożnie wyjmuję z włosów
śpiące żuki suche gałązki
cały dolny świat

podnoszę na ramieniu ziewającą mandarynkę
i chłód znajduje do mnie wreszcie drogę

pierwsza zmarszczka na wodzie
zanurzam się pomarańczowo
za mną płynie dzień

Brak komentarzy: