nad realnością

trzeszczą stawy w środku zimy. chciałam
usłyszeć ten dźwięk więc wychodzę
na skraj kuchni dalej boję się poruszyć.

lawina może runąć w każdej chwili.
posypią się jak karciany domek krzesła
mebelki dla lal spadną na nas klamki
pozbawione drzwi.

a tak można dryfować na skraju chodnika
ze wzorkiem wbitym w pasiasty wzrok
przyciskając do brzucha ręce zlepione
chlebowym ciastem.

ugniatanie buduje. zmęczenie kości.
to nie rzutka gra to dobrodziejstwo podpór
podpórek drabinek serwantek na bibeloty.

na krze staje na krze śle uśmiech za drzwi. za chwilę
wyłamuje ze złości palce. trzeszczą stawy

Brak komentarzy: