to wiosna krzyczysz
zawróż wreszcie fusom
toczę się pod szafę
by mogło wzejść słońce

zza krzesła
spomiędzy płyt

kiełkują zielone marzenia
pękając chodnik na dwie połowy
moją własną nocną
dzienna należy do księżyca

zawsze noc
ja śnię porankami ze stołu
zmiatam nieprzeczytane ogony
jaskółek
nieuśmiechom przy drzwiach
patrzę prosto w ciebie

marzenia przebijają
nasze listy o sobie zegary
umierają ze śmiechu
nad czasem
który tak jest straceńcem

z własnego wyboru
mojego twojego niedowiarstwa
krzyczysz wiosna
z okazji zgrabnie rozgniatając źdźbła

Brak komentarzy: