w skraju ogrodu gdzie moja sukienka
czepiała krzaki porzeczek złośliwie
jest bystrooka ścieżka wariatka
którą mi kiedyś wiatr tutaj przywiał
na tej wstążeczce skrytej przed losem
rósł mnich słonecznik samotnej tarczy
zwracając oczy do wewnątrz słońca
pędził godziny niczym baranki
nie trzeba nam było buddyjskich dzwonków
gdy godzinami wpatrzeni w siebie
obracaliśmy się dookoła
za własnym słońcem goniąc wzajemnie
starczyły porzeczki mi za korale
na skórze złotej krwi małe krople
tamtego lata na ścieżce mięty
zapachem ogród się cały oblekł
z nadmiaru światła owoców kwaśni
węglanych pestek ze słodkim światem
pijani sobą duszni południem
zapomnieliśmy się wśród rabatek
czas oświecenia nadszedł nie czekany
kiedy z gałązek spadała porzeczka
może i mnichów dotknąć szaleństwo
przekwitł słonecznik została ścieżka
bij robala!
4 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz