świty do zapłacenia

te poranki brakujące ciebie
jazgotliwym słońcem boleśnie
cierpkim jak wołowa krew w głębi
ściśniętego gardła

kolejny kubek nonszalacji rano
moje antidotum
na skoszoną trawę polne maki
gniazda jaskółek

chwytam się nowych ram okna
wariacko stąd wypatrzeć
która to już u ciebie wenus
odbita w horyzoncie

śniłam dzisiaj jaskrawo
księżycem twarzą jak srebrnik
modliłam łaskawą nieprawdę
że na chwilę przyświeci mars

Brak komentarzy: