na rozkaz szczupaka i na urok łuski,
wpadła mu między palce rybka, między kartki
z kalendarza. myśli,
w których horyzont można dowolnie wyginać,
kształtować. słowa, jak jęczmienny placek
toczyć. przed nami zapas słodkich racuszków
i kwaśnego piwa, bo możemy
cały wiek czekać, kiedy chciałoby się
wyjechać z przerębli na piecu i z niego
patrzeć na stygnący pałac z przygruntową zimą.
a tymczasem mijają nas autobusy,
pociągi. bezsenność przedziałów. tymczasem
pożegnania gryzą przez swetry i płaszcze,
nic się nie staje, ani proste, ani bardzo jasne.
co dzień cieplej. taje zima. tajemnica
rozpuszcza się powoli. bez króla szczupaka
trudno sobie życzyć. lepiej więc na razie,
zadecydowałam – piec będzie kaflowy
bo taka moja wola
bij robala!
4 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz