baśń z pieca

na rozkaz szczupaka i na urok łuski,
wpadła mu między palce rybka, między kartki
z kalendarza. myśli,

w których horyzont można dowolnie wyginać,
kształtować. słowa, jak jęczmienny placek
toczyć. przed nami zapas słodkich racuszków
i kwaśnego piwa, bo możemy

cały wiek czekać, kiedy chciałoby się
wyjechać z przerębli na piecu i z niego
patrzeć na stygnący pałac z przygruntową zimą.

a tymczasem mijają nas autobusy,
pociągi. bezsenność przedziałów. tymczasem
pożegnania gryzą przez swetry i płaszcze,

nic się nie staje, ani proste, ani bardzo jasne.
co dzień cieplej. taje zima. tajemnica
rozpuszcza się powoli. bez króla szczupaka

trudno sobie życzyć. lepiej więc na razie,
zadecydowałam – piec będzie kaflowy
bo taka moja wola

Brak komentarzy: