Oto jest relacja, oto ona.
Wszystko jeszcze wciąż faluje, teraz mruczy, drży jeszcze wzdycha, szumi i rozciąga się pustką pod niebem.
Ach, szukać w tym rozgardiaszu połówek,
co lepszych kawałków, ubrań, palców, piórek
zaplątanych pomiędzy kołdrę, pokruszonych
cząsteczek nocy (oboje nie lubimy okruchów),
wszystkich małych, niedotykalskich wcześnień.
Istnieje tylko niebo; oblicze ziemi jest niewyraźne. Jedynie morze rozlewa się pod niebem; nie ma nic,
co by się razem zebrało. Trwa w spokoju; nic go nie zakłóca. Waha się, spoczywa w ciszy
To bardzo nas uspokaja. Ten przedświt, bo zwiększa
podatność na zranienie i zaczynamy uważać
się wzajemnie za początek. Nawet jeśli to nie teraz.
A oto nadchodzą pierwsze słowa, pierwszy dar wymowy.
Nie korzystamy. Dopiero później, gdy już odsączą
przeraźliwe światło (i co to do cholery są fotony?)
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko rozlane wody, jedynie spokojne morze, tylko ono jest rozlane.
Jeżeli coś istnieje, to nie tam: tylko pomruki, falowanie w ciemnościach, w nocy.
*
Zgadzali się ze sobą, wymieniali się słowami, myslami. Potem już wszystko było jasne, doszli do porozumienia, co do swiatła
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz